Nie wiedziałem czy zamieszczać ten tekst w dziale relacji z obserwacji, bo z obserwacją astronomiczną w pełnym tego słowa znaczeniu moje poniedziałkowe dokonanie nie ma nic wspólnego. Prawdę napisawszy, w czasie stawiania pierwszych kroków w tym hobby zdarzały mi się nieporównywalnie bardziej wartościowe obserwacje czynione w najgorszy sposób, czyli przez szybę zamkniętego okna z nie zawsze wyłączonym oświetleniem do zera w pokoju, niż teraz tak jak należy, w terenie, w którym znalazłem się z lornetką i aparatem, bo nic więcej ze sobą nie zabierałem. Ale coś tam dostrzec się dało, więc kilka słów musi się tu znaleźć choćby dla małego wspomnienia.
Jeszcze parę lat temu bym niedowierzał, gdyby ktoś mi powiedział, że nie uda się dobrze przyjrzeć jakiemuś obiektowi, który będzie w dogodnym położeniu do obserwacji przez kilka tygodni. To w końcu nie kwestia jednej nocy, gdy zła pogoda równa się niepowodzeniu, ale całego miesiąca lub nawet nieco więcej. A jednak... ani razu do tej pory nie było mi dane ujrzeć komety C/2022 E3 (ZTF), którą dzieli ostatnich kilkadziesiąt godzin od perygeum, gdy powinna osiągnąć najwyższy blask podczas tego powrotu do Układu Słonecznego i dopiero wieczór 30 stycznia przyniósł poprawę pogody (choć poprawa to słowo mocno na wyrost) na tyle, że zechciałem ubrać kalesony pod spodnie i wyjść na obserwacje mimo porywów wiatru około 70 km/godz., w związku z nurkującym obecnie nad Polskę niżem Nicolas, który przepędził nam zgniły wyż zalegający od długiego czasu nad całym regionem naszego kraju. Jet stream na poziomie 40 m/s kilka kilometrów wyżej to już nie byle co. Wejście w dynamiczną pogodę oznacza zawsze większe szanse na rozrywanie zachmurzenia, niż w stabilnym wilgotnym wyżu - takie nadzieje rysowały się przed ubiegłomiesięcznym zakryciem Marsa w opozycji przez Księżyc i takie nadzieje budziły się we mnie teraz, na przełomie stycznia i lutego by móc wreszcie przyjrzeć się wspomnianej komecie.
Pierwsze rozpogodzenia różne modele numeryczne widziały w swoich wyliczeniach już kilka dni temu, z piątku na sobotę. Nic z tego nie wyszło. Dobę później miała się powtórzyć szansa na zanik zachmurzenia do poziomu 50-60% - ale nawet tyle nie zostało osiągnięte. Mleko na całym niebie było i pozostało, a ja w najkrótszym jak dotąd czasie zauważyłem największą jak dotąd ilość tak bardzo przestrzelonych prognoz, jakby w parę dni chciały skumulować z nawiązką wszystkie błędy, które mogą zawrzeć w odniesieniu do zachmurzenia.
Trzecia szansa na zanik zachmurzenia - do około 50% pojawiła się w prognozach na wieczór 30 stycznia. Tym razem rzeczywiście coś zdawało się być na rzeczy, bo około godzinę po zachodzie Słońca przez kilka chwil zamajczył Księżyc dwie doby po I kwadrze. Nie trwało to jednak długo i po paru minutach obłoki znów były grube na tyle, że światło Księżyca się nie przebijało. Pojawiło się za to kilka mniejszych przerw bliżej horyzontu, w których zajaśniał Syriusz, a od zachodu Jowisz. Po jakimś czasie nasz satelita znów był widoczny, ale cały czas przez warstwę chmur średnich, które tak roznosiły jego blask po całym firmamencie, że można by odnieść wrażenie, że mamy pełnię. Mimo wszystko widząc spodziewaną w prognozach między godz. 20 a 21 dziurę w chmurach wyruszyłem na swoje standardowe miejsce obserwacji i choć sytuacja była bardzo daleka od sensownej, to łudziłem się, że tym razem coś z tego wyjdzie. Z drugiej strony sceptycyzm był duży, bo zdjęcia satelitarne nie pozostawiały złudzeń, że czas jako takiej widoczności nieba będzie kwestią godziny, może mniej. Z tego powodu ruszyłem z plecakiem, w którym znalazła się tylko lornetka i aparat plus statyw, cięższego ekwipunku nie zabierałem, bo nie było sensu marnować każdej cennej z tak bardzo ograniczonych minut jako takiej widoczności na rozstawienie sprzętu, z którego wielkiego pożytku i tak nie będzie.
Jak się okazało, ta decyzja o niezabieraniu montażu, teleskopu, wszelkich przejściówek i innych mniejszych dupereli była słuszna. Choć ich nie zapraszałem - chmury na miejsce obserwacji przybyły prawie równo ze mną i bardzo szybko dały do zrozumienia, że to nie będzie godzina dziury w zachmurzeniu, ale może kilka minut.
Miejsca z odsłoniętym niebem były liczne, ale z osobna niewielkie powierzchniowo i rozproszone po całym firmamencie. Może to było prognozowane 50% zachmurzenia, ale nie była to sytuacja, gdy jest równy podział na niebo pogodne i zakryte. To była sytuacja, gdzie widać fragment Oriona, ale już Byka czy Woźnicy wyżej nie. Po minucie był fragment Byka, z koniunkcją Księżyca z Marsem, który od razu mi przypomniał grudniowe z 2022 zakrycie, gdzie w tym samym miejscu stałem jak kołek licząc na pogodowy przełom, a Oriona już nie było. Tak samo od północnej strony. A to fragment Wielkiej Niedźwiedzicy, a to kawałeczek Łabędzia do połowy zanurzonego pod horyzont, a to kawalątek Cefeusza. Żaden gwiazdozbiór nie był przez chwilę widoczny w całości bez przykrycia jakiegoś fragmentu zachmurzeniem. Co gorsza minutę - tak - dosłownie minutę po przybyciu na miejsce obserwacji - ilość zachmurzenia zaczęła się tak nawarstwiać, że bez dalszego namysłu wyjąłem samą lornetkę olewając nawet szerokie foto-kadry, bo zanim bym się rozstawił byłoby już pozamiatane.
No i jest ta cała C/2022 E3 (ZTF) zaliczona. Jest odhaczona, dodana do obserwacyjnej listy złapanych komet i... to tyle, co dobrego mogę napisać. Szczęśliwie - kometa przybrała na jasności na tyle, że dla lornetki-lidletki 10x50 nie stanowiła żadnego wyzwania pod podmiejskim niebem (Bortle 5) i wpadła w pole widzenia prawie od razu będąc w połowie drogi między Gwiazdą Polarną a dwiema skrajnymi gwiazdami Wielkiego Wozu w Polaris właśnie celującymi. Nie widziałem jej gołym okiem, ale niebo nie było w tym miejscu bezchmurne. W lornetce prezentowała się jak szara rozmyta mgiełka z centralnym pojaśnieniem, którą można by zobrazować jako jaśniejszą wersję gromady kulistej M13 w Herkulesie - jeśli M13 kiedyś złapaliście, to tu efekt podobny, z tym, że rozmiar kątowy rozmytej komy zauważalnie większy. O warkoczu przy cienkiej warstwie zachmurzenia i 70-procentowym Księżycu nieopodal oczywiście nie było mowy.
Choć po miesiącu w końcu światło komety C/2022 E3 (ZTF) padło na moje oczy, trudno mi było jakoś się cieszyć widząc, że za chwilę nic już nie będzie widać. Przyglądałem się jej może z minutę by nagle przerwy w zachmurzeniu zostały wypełnione nowymi obłokami, przemieszczającymi się z taką prędkością, jakby ktoś puścił pochmurny time-lapse na żywo. Gdybym zamiast złapać za lornetkę zaczął bawić się aparatem i statywem, dobieraniem kadru i ustawień - nie byłoby ani zdjęcia komety, ani szansy na przyjrzenie się jej bezpośrednio. Pierwsza i prawdopodobnie ostatnia okazja na złapanie komety przed wytraceniem blasku po perygeum to takie "dwa z dwoma" w dzienniczku ocen, tyle w przypływie dobrego humoru mógłbym wystawić warunkom pogodowym, jakich doświadczyłem i widokom w lornetce, których była dosłownie chwila. Przed nami dwa tygodnie nocy księżycowych, a tym na ile C/2022 E3 (ZTF) osłabnie do drugiej połowy lutego, gdy niebo znów stanie się ciemne, nie chce mi się nawet przejmować.
To była kwestia kilkudziesięciu sekund - choć modele sugerowały około godzinę jako takiej przerwy w chmurach. Z godziny zrobiło się kilka chwil, dlatego jak rzadko kiedy nie wiem czy nie lepiej było siedzieć sobie w ciepłym pokoiku i oddać innym zajęciom, zamiast tracić około dwie godziny z wieczoru na rzecz "obserwacji", jaka faktycznie bawiła przez kilkadziesiąt sekund. Niektórzy piloci mawiają, że każde lądowanie, które kończy się bezpiecznie jest dobre. Ja, że każde wyjście w teren na nocne obserwacje, z którego wracasz nawet bez wykonania głównego celu tego wyjścia jest dobre - bo i tak zdobywasz doświadczenia, które w ten czy inny sposób zaprocentują w rozwijaniu zainteresowania. Ale dziś, jak rzadko kiedy, miałbym problem, by szczerze napisać, że to relacjonowane wyjście było warte zachodu... chyba, że dla kolejnego upewnienia się, że lornetka to must-have obserwacyjnego ekwipunku. Parodia z tą pogodą.
f t yt Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku, obserwuj blog na Twitterze, subskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.
Jeśli wierzyć danym wyświetlanym w czasie transmisji na żywo https://www.google.com/search?q=c%2F2022+e3+live+stream&oq=c%2F2022+E3+live&aqs=chrome.1.0i512l4j0i390j69i58.12266j0j7&sourceid=chrome&ie=UTF-8#fpstate=ive&vld=cid:ef768467,vid:uZrzDVcVc7Q
OdpowiedzUsuńto 'Zielony Komet' C/2022E3 przejdzie perigeum ok. 5:00 CET 2 lutego naszego czasu (więc nie 1-go lutego).
Na Mazowszu przejaśnienia, więc rośnie nadzieja na astronomiczną noc z perigeum C/2022E3 nad ranem 2 lutego.
OdpowiedzUsuń