Kończący się tydzień przyniósł przynajmniej 3 potwierdzone wystąpienia obłoków srebrzystych nad umiarkowanymi szerokościami geograficznymi, w tym Polską. W najkrótszą noc roku, gdy mieliśmy przesilenie letnie te pływające na granicy atmosfery i przestrzeni kosmicznej obłoki zaobserwowane zostały z wielu regionów naszego kraju, a kolejne ich wystąpienie miało miejsce już następnej nocy. Jeszcze jedno wystąpienie rozpoczęło się w drugiej połowie nocy z 23 na 24 czerwca, gdzie bardziej należałoby mówić o wystąpieniu porannym.
Rzadko się działo w poprzednich sezonach, by noc po nocy NLC ukazywały się obserwatorom na naszych szerokościach geograficznych, więc albo był to incydent dość wyjątkowy albo zwiastun naprawdę dobrego sezonu w najbliższych tygodniach aż do przełomu lipca i sierpnia, kiedy obłoki srebrzyste kończą swą aktywność nad północną półkulą.
Mi niestety na razie towarzyszy pech dobrze znany z poprzednich sezonów, w ramach którego to pecha NLC pokazują się zazwyczaj wtedy, kiedy mam nocną zmianę i nijak nie jestem w stanie obserwacji/fotografii dokonać. Tak było przez cały kończący się tydzień, ale że nie jest to w moim przypadku nic nowego, oswojenie sprawiło, że nawet niespecjalnie żałowałem.
Większy żal pojawił się minionego wieczoru, gdy korzystając z wolnego dnia i bezchmurnego nieba wybrałem się w teren licząc, że noc z 25 na 26 czerwca okaże się kolejną ze "srebrzakami" nad Polską. Niestety tak się nie stało. Na pocieszenie zostało pogapić się trochę w letnie niebo, chociaż szczyt sezonu białych nocy, przez który aktualnie przechodzimy zmusza tutaj na Pomorzu do czekania na w miarę sensowne pociemnienie nieba do około 23:00 (to "pociemnienie" jest naprawdę umowne), by po 01:00 już witać się ze świtem żeglarskim i systematycznym "wygaszaniem" gwiazd przez szybko zbliżające się pełne rozjaśnienie nieba. Nieba, które nawet w trakcie dołowania Słońca 12 stopni pod horyzontem około godz. 00:45 CEST pozostaje od północy ozdobione wąską złotą łuną od stale blisko wędrującego pod widnokręgiem naszego Słoneczka.
Dziś już możliwości wyjścia w pole mieć nie będę, wiec zapewne NLC się pokażą. Tymczasem pozostaje się zadowolić paroma kadrami, żeby nie było, że człowiek wyszedł i wrócił kompletnie z niczym. Bo jednak złapanie subtelnej Drogi Mlecznej 4 doby po rozpoczęciu astronomicznego lata też jakimś pocieszeniem wypada uznać. A Wam, drodzy czytelnicy życzę powodzenia na kolejne dni i tygodnie!
A7SII, Mitakon 50mm na f/0.95, ISO 3200, 1/4 sek.
A7SII, Mitakon 50mm na f/0.95, ISO 6400, 1/3 sek.
Po lewej: pojedynczy kadr (A7SII, Samyang 18mm f/2.8, ISO 1600, 5 sek.); po środku: stack 4x5 sek. + opis + full
No cóż nie zawsze ma się farta
OdpowiedzUsuńA nawet gorzej! W moim przypadku jeśli chodzi o CME jest wręcz tak, że "prawie nigdy nie ma się farta" :-)
UsuńOczywiście miałem na myśli NLC :-)
UsuńChoć z CME też byłaby to prawda. Za dużo tych skrótów.