W piątek, na otwarcie weekendu jaki wczoraj się skończył ujrzałem po raz pierwszy w listopadzie błękitne niebo i słoneczną aurę. Wczoraj zamiast stwierdzać, że "nie lubię poniedziałku" - udało się podładować nieco akumulatory za sprawą pogodnego popołudnia i możliwości poświęcenia nieco czasu na obserwacje Księżyca tuż po I kwadrze. Nawet nie będę narzekać na absolutnie kiepski seeing i uczucie jakby wokół naszego satelity ktoś rozpalił wielkie ognisko skutkujące ciągłym falowaniem obrazu także w niewielkich powiększeniach.
W dniu wczorajszym wspaniale odsłoniły się wszystkie trzy najpopularniejsze pasma księżycowych gór nazwanych analogicznie do tych na naszym podwórku, Apenin, Alp i Kaukaz ze wskazaniem na te pierwsze, których plastyczność była najwyraźniejsza. Wraz z nimi sąsiadujący od południa krater Eratosthenes i efektownie wyłaniający się z mroków księżycowej nocy Plato. Trudno zresztą byłoby zliczyć i powypisywać wszystkie twory księżycowej powierzchni, jakie za sprawą najlepszego obecnie położenia Srebrnego Globu do wieczornych obserwacji listopadowych dało się dziś ujrzeć.
Apeniny rzucające cień na nieoświetloną jeszcze przez Słońce część Księżyca z Eratosthenesem i bardziej ku północny wysuniętym kraterem Plato przecinanym przez terminator, z ocienionym dnem i już słonecznym świtem na jego obrzeżach były jednak zdecydowanie moim ulubionym fragmentem. Długie cienie wzmacniające plastyczność powierzchni w okolicach kwadry za sprawą prostopadle padających promieni słonecznych, a tym samym uwypuklone różnice w wysokości poszczególnych obszarów księżycowego terenu to widok, w jaki można by się wpatrywać godzinami, ale w warunkach listopadowych, zwłaszcza w warunkach listopada 2020, który jak dotąd przyniósł mi dokładnie 1 (słownie jedną!) pogodną noc i 2 słoneczne dni, docenia się każdą minutę. W obserwacji wykorzystany został refraktor 90/910.
W ostatni poniedziałek listopada tych minut popołudniu aura wiele nie dała, ale z każdej chwili tej obserwacji bardzo się cieszę. Po kilku tygodniach posuchy - która w tym momencie roku oczywiście nie dziwi - każda dobrze wykorzystana sposobność do przyłożenia oka do lornetki czy w tym wypadku teleskopu - potrafi naprawdę przyjemnie podładować morale. Nie wiem na ile tego podładowania wystarczy, ale raczej nie oczekuję w najbliższym czasie solidniejszej poprawy aury. Tym bardziej trzeba było wykorzystać choćby ten krótki moment w przerwie między kolejnymi porcjami zachmurzenia.
Ja sobie wczoraj z Bieszczad pooglądałem - a dziś już leje i nie widać nieba.
OdpowiedzUsuńPomorskie też już pod chmurami, choć dziś trochę Księżyc się przebija. Ale prognozy na łikend kiepskie - w niedzielę może i śniegiem sypnie.
UsuńWidzę, że coraz częściej Bieszczady odwiedzasz? Też bym sobie tam trochę na niebo popatrzył...