Powtórzę wstęp z poprzedniej relacji nieco go wzbogacając - wspominałem, że gdyby ktoś mi powiedział parę miesięcy temu, że u kresu bieżącego sezonu wieczornej widoczności Wenus będzie mi dane ujrzeć ją na 3 doby przed dolną koniunkcją, zdecydowanie bym nie uwierzył. Co więc mógłbym uczynić, gdyby ktoś mi rzekł, że ujrzę ją nie tylko 3 doby przed złączeniem ze Słońcem, ale... 30 godzin przed tą koniunkcją? Prawdopodobnie spytałbym jak z samopoczuciem, zwłaszcza głową. 2 czerwca, ostatni dzień przed złączeniem Wenus ze Słońcem dane mi było dokonać chyba najważniejszej po tranzycie Wenus obserwacji w całym swoim astronomicznym hobby. Po sukcesach z 29, 30 i 31 maja nie byłem już tak nieprzekonany co do ewentualnego powodzenia 1 czy 2 czerwca, ale niedowierzanie jednak trwało i dopiero odnalezienie najjaśniejszej z planet w dwie i jedną dobę przed dolną koniunkcją wybiło mnie z tej niewiary. Tym tekstem już bezdyskusyjnie zamykam serię dziennych obserwacji Wenus sprzed koniunkcji ze Słońcem, jaka wystąpiła 3 czerwca i wracam do emocji z początku tygodnia właśnie dziś, w ósmą rocznicę ostatniego w tym stuleciu tranzytu Wenus.
Dzienne obserwacje Wenus 01.06.2020
54 godziny przed dolną koniunkcją
Choć radość z odnalezienia Wenus dwie doby przed złączeniem ze Słońcem była ogromna, stając się kolejnym nowym rekordem i dojściem do granicy dotąd nieosiągalnej, wizualnie sierp Wenus nie różnił się znacząco, niż w obserwacji poczynionej dzień wcześniej. Trudno mi pisać o postrzeganiu różnic w średnicy kątowej, bo ta z 57,50" wzrosła już tylko do 57,68". Trudno mi pisać o postrzeganiu różnicy w jasności, która utrzymywała się na poziomie -4.0 mag. Trudno też mi pisać o postrzeganiu różnicy w długości sierpa, który tak jak dobę wcześniej był widoczny na wyraźnie ponad połowie obwodu tarczy Wenus, ale też nie sprawiał wrażenia bardziej próbującego się dopełnić ku pierścieniowi. Nie odczułem też wizualnie różnicy między zmniejszeniem fazy planety z 0,4 do 0,2% - są to już tak śladowe zmiany, że w warunkach ziemskich i amatorskiego sprzętu poza sferą postrzegania.
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Zarówno wizualnie jak i fotograficznie różnice w odniesieniu do obserwacji z 31 maja są kosmetyczne, a największą radością z tej obserwacji była głównie świadomość, iż tym razem elongacja Wenus wynosiła już nie 5,5, ale 3,4 stopnia od Słońca. Przyjemne uczucie odnaleźć planetę w tak niewielkim oddaleniu od Dziennej Gwiazdy, ale poza elongacją, trudno i większe lub inne "ochy i achy" odnośnie wyglądu planety w teleskopie. Radość byłaby zapewne o wiele większa, gdyby nie na przykład obserwacje z 30 i 31 maja - a tak jako czwarty z rzędu dzień śledzenia Wenus, najbardziej na wyobraźnię działała właśnie świadomość tak niewielkiej elongacji.
Z drugiej strony pokusiwszy się o proste stackowanie, po wyborze 10 najostrzejszych klatek i złożeniu ich w jedną, efekt sierpa próbującego się dopełnić wokół tarczy staje się wyraźniejszy, niż dzień wcześniej, zwłaszcza po zmianie barw na negatyw i podkręceniu kontrastu o 200%. Chyba muszę też wyczyścić Barlowa, bo zebrało się trochę zabrudzeń...
Dzienne obserwacje Wenus 02.06.2020
30 godzin przed dolną koniunkcją.
Finał sezonu przewyższył najśmielsze oczekiwania - właściwie nie tyle nawet oczekiwania, bo na taką obserwację nie liczyłem - to były może jakieś ciche marzenia ściętej głowy, jakie nawet nie dochodziły specjalnie do głosu. Nie mniej z uwagi na sprzyjającą aurę w sposób znacznie odbiegający od pesymistycznych prognoz sprzed doby i mając możliwość podjęcia próby chyba najniebezpieczniejszej jak dotąd obserwacji w mojej karierze, próbę podjąłem.
Podobnie jak 31 maja i 1 czerwca, w pierwszej kolejności na refraktor (90/910) zakładałem folię ND-5 na obiektyw by skierować teleskop bezpośrednio na Słońce. Następnie czekając, aż opuści ono pole widzenia (lub przyspieszając tę ucieczkę mikroruchami montażu) powolutku, wytężając ostrość w oczach jak tylko to było możliwe rozpocząłem kierowanie tuby w odwrotną stronę względem kierunku przesuwania się tarczy słonecznej i mając pewność, że znalazła się ona poza polem widzenia, folię ND-5 zdejmowałem. To, jak bardzo wspomniane w ostatnich relacjach pyłki roślin utrudniają sprawę w tak bezpośrednim otoczeniu Słońca, było tak ponurym żartem i rzuceniem przez naturę kolejnej kłody pod nogi, że nawet oczekując tego utrudnienia jego skala była druzgocąca. Narzekanie od piątku 29 maja na zapylenie powietrza okazało się wstępem do tego, co miałem zobaczyć 2 czerwca.
Mimo to, niebo było czyste. Przynajmniej w otoczeniu Słońca. Trzeba było więc uzbroić się w jeszcze większą dozę cierpliwości wobec pyłków, jeszcze delikatniejsze manewrowanie teleskopem by przez omyłkę nie wcelować znów na Słońce pozbawiając siebie samego wzroku, i czekać aż w zamieci pyłków zamajaczy delikatny sierpik najjaśniejszej z planety.
To naprawdę brzmi dla mnie nawet po tych kilku dniach od 2 czerwca jak science fiction, ale, kurde balans - udało się. No po prostu udało się!
Oddalona od krawędzi tarczy słonecznej o 1 stopień 54 minuty Wenus stała się dostrzeżona w dosłownie 30 godzin przed dolną koniunkcją mając średnicę 57,8" - największą, jakiej można było oczekiwać w trakcie finału tego sezonu i przejścia między Słońcem a Ziemią na niebo poranne w kolejnych tygodniach. Faza planety w momencie obserwacji wynosiła 0,1% - mniej już się nie dało zejść żeby móc dostrzec cokolwiek.
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
W innym momencie na jednej z klatek ponownie udało się zarejestrować dopełniający się pierścień, ale atmosfera ziemska nie pozwoliła wtedy na uzyskanie niezaburzonego kształtu sierpa - nie mniej coś znowu widać, ale nie mam pewności co do tego na ile sierp dopełnia się, a na ile wychodzi efekt szumów matrycy czy ekstremalnej obróbki kontrastem podnoszonym o... 400%. Wcześniej zresztą to samo, po to tylko by wydobyć jak najwięcej tego słabego światła wychodzącego z krawędzi przeciwległej sierpowi.
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
I tutaj radość znowu stała się ogromna niczym w ostatni dzień maja, bo poza satysfakcją z ujrzenia Wenus w 2 stopniowej elongacji licząc od centrum tarczy słonecznej, co uczyniło tę obserwację najbardziej ekstremalną jaką mogłem dotąd przeprowadzić, zaczął być widoczny efekt przechodzenia Wenus między Słońcem a Ziemią w postaci sierpa dopełniającego się ku pełnemu pierścieniowi. Za sprawą wenusjańskiej atmosfery światło słoneczne przedostawało się w bardzo ograniczonych ilościach we wszystkich miejscach obwodu tarczy planety. Niestety nie była to sytuacja stabilna - zazwyczaj w obserwacji wizualnej światło słoneczne rysowało nieregularny w jasności i grubości jak nigdy dotąd sierpik na długości około 3/4 obwodu tarczy Wenus - tyle można było dostrzec na dzień dobry jako stan widoczny cały czas. Natomiast w chwilach spokoju atmosfery, były dostrzegalne na sposób ewidentny, bez domysłów, subtelne promienie światła słonecznego przebijające się przez atmosferę Wenus na tej długości obwodu jej tarczy, który normalnie wydawał się nieoświetlony - gdyby mózg miał zdolność łączenia obrazów z kilku w jeden, pierścień wychodziłby bez trudu, ale oko to nie światłoczuła matryca, a tym bardziej Registax do stackowania klatek.
O ile 31 maja sierp zdecydowanie przewyższał połowę obwodu tarczy, o tyle teraz mniej niż 3/4 obwodu nie przestawało być widoczne, a w chwilach najlepszej widoczności przebłyski były możliwe do ujrzenia na pełnym obwodzie. Sam najwyraźniejszy w ostatnich dniach sierp, przestał być już jasnym, regularnym sierpem o jako-takiej, choćby 1-procentowej grubości, ale stał się cienkim włoskiem, po którym światło słoneczne zdawało się pływać wte i wewte niczym brylantowe kropelki o różnych wielkościach i grubościach. W miejscach krawędzi tarczy bezpośrednio wystawionej ku Słońcu ów włosek ze słonecznych fotonów stawał się najwyraźniejszy, nad biegunami wyraźnie cieniał, a po przeciwnej stronie albo bywał niewidoczny, albo pojawiał się na dosłownie oka mgnienie w różnych miejscach od biegunów ku równikowi Wenus w sposób zupełnie nieprzewidywalny.
Z około 34 tysięcy klatek wideo, dosłownie na paru tylko dało się złapać ulotny widok sierpa Wenus dopełniającego się ku pełnemu okręgowi wokół tarczy planety. Na paru innych klatkach udało się złapać niesamowitą grę światła słonecznego losowo przepuszczanego przez atmosferę Wenus wokół całej tarczy w różnych miejscach jej obwodu (animacja niżej).
Otwórz w nowej karcie. |
Konieczne słowo muszę zapisać jeszcze odnośnie jasności nieba. W poprzednich jak i tej obserwacji wraz z filtrem ND-5 na obiektywie i zaczynaniem od skierowania teleskopu na Słońce, zawsze w okular miałem wkręcone filtry polaryzacyjny i zielony (#56). Nie próbowałem spoglądać na niebo w tak bliskim dystansie do Słońca bez wspomnianych akcesoriów przyciemniających i uspokajających obraz. Próba spojrzenia na Wenus ze specjalnie wykręconymi na moment filtrami byłaby obarczona ogromnym ryzykiem ominięcia planety - spojrzałem w ten sposób na nią w ramach krótkotrwałego eksperymentu i niestety bez zaskoczenia jasność nieba w teleskopie 2 stopnie od Słońca zwyczajnie wywołuje fizyczny ból. Sama Wenus także bardzo mocno zlewa się z tłem i w tak ekstremalnie niewielkiej fazie, gdzie ta 1/10 procenta dotyczy według mnie bardziej sumy fotonów z całego obwodu tarczy niż samego sierpa, który praktycznie nie jest już dostrzegalny przy takiej fazie, jest niemal pewne jej przeoczenie. Byłem ciekaw tego widoku, ale momentalnie filtry wkręciłem ponownie, bo ani komfortu fizycznego to nie zapewniało, ani dobrego obrazu. Trudno jednak liczyć na coś innego w sytuacji, gdy krawędź Słońca znajduje się bliżej, niż jedno pełne pole widzenia teleskopu od miejsca, w które celujesz - w mojej obserwacji z okularem 25 mm wynosiło ono 1,3 stopnia.
Tak to widziało Stellarium w trakcie obserwacji.
Tak to widziało Stellarium w trakcie obserwacji.
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Mimo niepowodzenia w wizualnym zaobserwowaniu pełnego okręgu wenusjańskiej atmosfery "na raz" - w sensie w jednym momencie, a tylko na raty w sposób losowy, jestem szalenie uradowany z tego co się w finale tego sezonu udało, choć uzyskany fotograficzny efekt nie dorównuje mistrzom, gdyż na pierwszy rzut oka widać tylko 3/4 pierścienia, mniej więcej tyle ile było widoczne w wersji minimum w obserwacji bezpośredniej. Matryca wyłapała trochę fotonów zza przeciwległej krawędzi tarczy planety dopełniając słabo pierścień, ale zdecydowanie nie cieszę się z tego efektu w takim stopniu, jak z samego faktu ujrzenia Wenus w takim czasie. Jej dostrzeżenie w 30 godzin przed dolną koniunkcją w odległości 1 st. 54 minut od krawędzi Słońca wpisuje się chyba na drugie miejsce moich najważniejszych i najbardziej emocjonujących obserwacji. Tranzyt Wenus z 2012 roku, od którego dziś mija równo 8 lat, najpewniej pozostanie długo niedościgniony, o ile w ogóle coś go prześcignie, ale ujrzenie tej planety w ostatni dzień przed złączeniem ze Słońcem - no czegoś takiego nawet nie planowałem ani nie zakładałem w najbardziej odważnych marzeniach.
A już na pewno nie spodziewałem się takiego doświadczenia w tegorocznym finale sezonu widoczności Wenus, który rozpoczął się zimą 2019 roku i przez ostatnie miesiące zachwycał miłośników wieczornego nieba jak i przypadkowych ludzi głowiących się jaki to obiekt tak efektownie zdobi zachodni firmament. Można rzec, że ostatni tydzień przed koniunkcją ze Słońcem przynosił raz za razem zachwyty, emocje i sukcesy w dziennych obserwacjach Wenus, których wcale nie oczekiwałem ani nie planowałem - podjąłem w kwietniu i z początkiem maja parę prób bardziej ku temu, by podreperować wprawę przed czerwcowym zakryciem przez Księżyc, nie mając zamiaru bicia tego typu rekordów z ostatniego tygodnia czy tym bardziej liczyć na ujrzenie wenusjańskiego pierścienia w przebywającej w nowiu planecie. Pierwszy raz od dawien dawna przypomniałem sobie jak to obserwacje zupełnie nieplanowane bywają powodem do największej radości, nie rzadko większej od sukcesu obserwacji zjawisk, na jakie z wypiekami na twarzy się czeka całymi miesiącami czy latami.
Morał z tego taki, iż nawet gdy kalendarz żadnych poważniejszych atrakcji na dany dzień nie przewiduje, to mając czas, możliwości, pogodę i ochotę - nie zaprzepaszczajcie okazji do obserwacji i czyńcie je kiedy możecie - może właśnie wtedy dostrzeżecie zjawiska, jakie najbardziej zapiszą się w Waszej pamięci. Dla mnie definicją tej wskazówki pozostawać będzie odtąd 2 czerwca 2020 roku.
Morał z tego taki, iż nawet gdy kalendarz żadnych poważniejszych atrakcji na dany dzień nie przewiduje, to mając czas, możliwości, pogodę i ochotę - nie zaprzepaszczajcie okazji do obserwacji i czyńcie je kiedy możecie - może właśnie wtedy dostrzeżecie zjawiska, jakie najbardziej zapiszą się w Waszej pamięci. Dla mnie definicją tej wskazówki pozostawać będzie odtąd 2 czerwca 2020 roku.
Otwórz w nowej karcie. |
Otwórz w nowej karcie. |
Poprzednie obserwacje i relacje zakończonego sezonu widoczności 2019/2020:
Dzienne obserwacje Wenus (8,9) 30-31.05.2020
Dzienne obserwacje Wenus (7) 29.05.2020
Dzienne obserwacje Wenus (6) 22.05.2020 + pierwszy dzienny Merkury
Dzienne obserwacje Wenus (5) 08.05.2020
Dzienne obserwacje Wenus (4) 25.04.2020
Dzienne obserwacje Wenus (3) 28.03.2020
f t Bądź na bieżąco z tekstami, zjawiskami astronomicznymi, alarmami zorzowymi i wszystkim co ważne dla amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku, obserwuj blog na Twitterze bądź zapisz się do subskrybentów kwartalnego Newslettera.
Po prostu dech zapiera! Gratuluję serdecznie tych obserwacji i świetnego całego materiału na temat Wenus. A fakt tak udanej obserwacji na 30 h przed koniunkcją słusznie można nazwać najważniejszym wydarzeniem od tranzytu, a może bym nawet zaryzykował tezę, ze wręcz najwartościowszą obserwacją, biorąc pod uwagę naturalne trudności obserwacyjne konieczne do pokonania i jednocześnie tak znakomity materiał z tych obserwacji. Chapeau bas!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Do znanego mi rekordu brakło 9 godzin, ten jaki znam to bodajże 21 godzin względem momentu najmniejszej odległości między Wenus a Słońcem, ale na początek niech będzie i to, zwłaszcza że wyszło tak trochę niechcący, bez jakichś solidnych wcześniejszych przygotowań czy zamiarów. Pozdrawiam!
UsuńRównież się cieszę. Właśnie zastanawiałem się czy ktoś się na to podjął. Za 8 lat konfiguracja się powtórzy więc może się skuszę. Ciekawe czy da się tak zasłonić Słońce obiektem by na moment zobaczyć samą Wenus przy minimalnej odległości kątowej między nimi.
OdpowiedzUsuńTeż za 8 lat chciałbym spróbować poprawić ostatnie wyczyny, niekoniecznie "godzinowo" względem koniunkcji, ale na pewno fotograficznie. Nigdy nie bawiłem się w bardziej zaawansowaną fotografię planetarną, ale kto wie czy przez tą Wenus jakaś dedykowana kamerka mnie nie skusi.
UsuńZ dolną koniunkcją Wenus można potrenować już w styczniu 2022, chociaż nie będzie tak korzystna pod kątem polowania na pierścień bo wyniesie około 5 stopni przy fazie 0,3%. Nawet jak nie dla pierścienia, to zdecydowanie "więcej niż sierpa" powinno to wystarczać, na rozgrzewkę fajna próba. Co do zrobienia nie tyle "korongorafu" co hm... "wenusografu" - nie wiem na ile byłoby to wykonalne, wiem, a przynajmniej tak kojarzę że minimalny dystans jaki pamiętam to 1,2 albo 1,5 stopnia w czasie bodaj 21 godzin po koniunkcji. Czy da radę zejść jeszcze bardziej... nie wiem! Może tak, pytanie czy sprzęt to przeżyje, a jeśli tak to w jaki sposób go nie spalić :-)
GRATULACJE! Marzyłem o ujrzeniu jej w fazie -obrączkowej" Mnie zawsze interesowało w jaki sposób Łomonosow zobaczył atmosferę Słońca podczas obserwacji tranzytu Wenus? Z mojego punktu widzenia to niemożliwe w obserwacjach wizualnych. W każdym razie też próbowałem ją zobaczyć 1 czerwca za dnia ale się nie udało. Za to tuż po zachodzie Słońca obserwowałem ją jeszcze 31 maja. No i zastanawia mnie, dlaczego mówicie o kolejnych próbach jej uchwycenia jak najbliżej Słońca dopiero za 8 lat? Przecież z mojego punktu widzenia można to czynić podczas każdej dolnej koniunkcji. Chyba że jestem w błędzie?
OdpowiedzUsuńDzięki Danielu! O kolejnych próbach za 8 lat pisaliśmy dlatego, że tylko co 8 lat zdarzają się "szczególne" koniunkcje dolne, z najmniejszymi fazami i najbliższe kątowo Słońcu (skąd m.in. taka powtarzalność tranzytów) gdzie można liczyć na fazę pierścieniową. Ta była pierwszą tak korzystną dolną koniunkcją od czasu właśnie ostatniego tranzytu Wenus i kolejnej tak bliskiej Słońcu w tym stuleciu już nie będzie.
UsuńNajbliższa wspomniana w styczniu 2022 da nam minimalną elongację około 5 stopni i fazę 0,3%, kolejna w 2023 - 7,5 stopnia i fazę minimalną 0,9%, kolejna w 2025 - 8,5 st. i fazę 1,0%, kolejna pod koniec 2026 - 6,5 stopnia i fazę 0,6%, i wreszcie - czerwiec 2028 - elongacja 48 minut i faza "czyste zero" 0,0%. I tak dalej, co 8 lat bardziej korzystne, aż dojdziemy do kolejnego tranzytu w następnym stuleciu.
Rzecz w tym, że im większa elongacja i faza tym trudniej myśleć o fazie pierścieniowej. Przy większości dolnych koniunkcji można liczyć co najwyżej na "więcej niż sierp" i tylko tyle. Obserwując Wenus 31 maja w elongacji 5,5 stopnia choćby przy najsilniejszej autosugestii nie byłbym w stanie "dorobić" pierścienia - nawet 1 czerwca było dostrzegalne tylko 3/4 obwodu, dopiero 2 czerwca zaczął być widoczny cały obwód, ale tylko momentami jako sekundowe przebłyski w losowych miejscach krawędzi. Jeśli Wenus nie zejdzie poniżej 2 -góra 3 stopni elongacji, praktyka pokazuje, że nie ma co liczyć na ujrzenie pierścienia.