W niniejszym tekście zostanie zamieszczona relacja lub foto-relacja (jeżeli będzie co fotografować...) z tranzytu Merkurego na tle Słońca, jednak póki co szykuje mi się "listopadowy standard" wspominany w tekście "Jaka pogoda panowała w Polsce 11.11 w ostatnich latach" jako scenariusz najbardziej prawdopodobny.
Jak już z pewnością wielu z Was wie z social mediów - obserwacja ostatniego z dziesięciu najważniejszych zjawisk dekady 2010-2019 nie była mi dana. Pewne światełko nadziei zdawały się rzucać niektóre modele pogodowe w ostatnie 2-3 dni przed tranzytem, jednak ostatecznie ziściło się nie to, w co kazało nieśmiało wierzyć serce, ale to co nakazywała zimna kalkulacja i brutalna statystyka za pogodę tego dnia w ostatnich latach, czyli ten nielubiany przez niektórych realizm, do pamiętania o którym zawsze namawiam.
W wyżej podlinkowanym tekście wspominałem, że na Pomorzu mamy około 83% szans na niepowodzenie biorąc pod uwagę standardy pogodowe za 11 listopada od 2007 roku. Sprawdziło się to, co było w tym wypadku najbardziej prawdopodobne, a dekadę zamykam w dosłownie takim samym stylu jeśli chodzi o zachmurzenie, w jakim ją rozpocząłem podczas obserwacji zaćmienia Słońca z głęboką fazą częściową 4 stycznia 2011 roku. Różnica polegała jedynie na tym, że było nieco cieplej, niż wtedy, a z chmur nie prószył śnieg. Poniżej ujęcie na niebo południowo-zachodnie, gdzie daleko ponad chmurami rozgrywało się najważniejsze zjawisko tego roku.
Tranzyt Merkurego z 11.11.2019 r. uchwycony... oczyma wyobraźni, gdzieś ponad stratusem, którego tutaj możemy podziwiać w pełnej okazałości od spodu. |
Taka sytuacja jak na zdjęciu towarzyszyła mi prawie do 20:00, choć momentami patrząc ku zenitowi można było mieć nadzieję, że stratus zaczyna się "pruć" i wychodzi błękit. Niestety im bliżej horyzontu tym chmury jeszcze grubsze. Od około 13:00 cały czas śledząc zdjęcia satelitarne na sat24.com wiedziałem już, że z pewnością umknie mi I i II kontakt, czyli właściwie najważniejsze punkty przejścia Merkurego, jako że cała reszta widoczności zjawiska wyglądać będzie podobnie, z tendencją do psucia wskutek malejącej elewacji, i tak zresztą niewielkiej nawet na początku tranzytu.
Gdy nadeszła i minęła 13:35 i 13:37 właściwie już czekałem tylko na zachód, żeby jak najszybciej te dwie godziny minęły. Minęły dość sprawnie i choć strefa rozpogodzeń z południowo-zachodniej części Polski postępowała wyraźnie ku północy, nie zdążyła przed skryciem się Dziennej Gwiazdy pod horyzont. Powtórzyła się sytuacja dokładnie sprzed roku, gdy wiele regionów południowych miało szczęście doświadczyć szybkiego zanikania stratusa i mgieł w godzinach porannych i przedpołudniowych, choć teraz poprawa wyraźniejsza następowała w połowie zachodniej.
Powyżej: sytuacja nad Polską przed tranzytem. Część południowo-zachodnia coraz pogodniejsza, stratus zanika ku północy, wschodnie województwa na ogół również pod zachmurzeniem. Gdyby policzyć to jako dodatkową, 13. rundę meczu "Chmury kontra pogodne niebo" mój wynik zmienia się z 10:2 na 11:2 dla tego dnia, w wielu regionach podobnie. Warto o tym standardzie dla listopada pamiętać w kontekście bolesnego faktu, że następne dwa tranzyty Merkurego - w 2032 i 2039 roku - wystąpią także - a jakże! - w listopadzie, a nie w maju najbardziej nam sprzyjającym. Najbliższy tranzyt Merkurego w maju nastąpi w 2049 (będzie to pierwszy majowy tranzyt od tego w 2016 roku), więc zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby się nam wszystkim nastawiać nie na 13-letnią przerwę, ale 30-letnią. Teoretyczna widoczność zjawiska wynikająca z położenia geograficznego to jedna strona medalu, ale niestety praktyczne efekty wynikające ze standardów pogodowych listopada to druga strona.
Powtórzyła się też sytuacja, że wspomniane rozpogodzenia poszerzyły się nad pas północnych województw, w tym mój region, w późnych godzinach wieczornych. Aura zadrwiła nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. No cóż, nie wiem gdzie będę za 13 lat, gdy nadarzy się najbliższa okazja na powtórkę, nie wiem czy do tego czasu nie podzielę losu wielu innych, którzy przez tego typu "humory" pogody dali sobie spokój z amatorskim spoglądaniem ku gwiazdom, a jeszcze inni w ostatnim czasie pisali do mnie o takim zamiarze gdy 11 listopada nie wypali. Nie wiem, bo to jednak długi okres jak na skalę zwykłego śmiertelnika, dłuższy o trzy lata, niż całe moje dotychczasowe redagowanie tego bloga i prawdę mówiąc, nie chcę wiedzieć - tak bywa lepiej. Moja znieczulica chyba się wzmocniła. O ile 4 stycznia 2011 roku swój smutek oceniałbym na 11 punktów w 10-stopniowej skali, o tyle kolejne porażki przeplatane z sukcesami sprawiły, że dziś jest to może 1, góra 2 punkty. Sporo umknęło, sporo się też widziało, bo wszak amatorska astronomia to nie tylko przegrane z chmurami, i tak to jakoś się pomału kręci. Cieszę się jednak, że zamiłowanie do obserwacji nieba nie jest tym jedynym hobby jakiemu się oddaję, bo w takiej sytuacji, przy naszych realiach pogodowych, pasjonat jednej dziedziny, w tym wypadku astronomii, mógłby się czuć naprawdę podłamany.
Tymczasem tyle z mojej strony w temacie drugiego i ostatniego w tej dekadzie tranzytu Merkurego. Dziękuję za Wasze relacje i fotografie, którymi się podzieliliście, ale także za wspólne gromadzenie się na tym blogu i w mediach społecznościowych mimo przeciwności aury. No i cóż - tych z Was, którzy mają powoli dość takich ponurych żartów ze strony aury, pocieszę w równie pogodnym jak wczorajsza aura stylu - nie raz będziecie wkurzeni jeszcze bardziej, więc nie warto się poddawać po wczorajszym! Tych, którym wciąż mało uchwyconych wzrokiem, pamięcią czy aparatem piękności na niebie, zapraszam do dalszej jazdy życząc Wam jak i sobie szerokiej drogi w tej astro-przygodzie, a że będzie ona wyboista i nie raz na miarę wczorajszej, mamy pewne jak to, że 2+2=4 i ten fakt zawsze warto mieć w pamięci brnąc w tego typu hobby.
f t Bądź na bieżąco z tekstami, zjawiskami astronomicznymi, alarmami zorzowymi i wszystkim co ważne dla amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku, obserwuj blog na Twitterze bądź zapisz się do subskrybentów kwartalnego Newslettera.
Hawk, uszy do góry, na Kujawach i Pomorzu też stratus zaczyna zanikać, ta strefa pogodna na zachodzie szybko się rozlewa ku północy. Do 14:00 spokojnie powinna się wycofać do połowy Pomorza więc może choć trochę się uda. Ja już obgryzłem paznokcie patrząc na sat24 z Chojnic. Mam nadzieję że chmury zdążą się "wchłonąć" chociaż na ostatnie pół godziny przed zachodem...
OdpowiedzUsuńRobert
Zazdroszczę optymizmu :-)
UsuńBo mi się wydaje, że to na Kujawach i Pomorzu właśnie się zatrzymuje. Coś jak przed rokiem. Stratus zanika na południu w kierunku północnym, ale czyni to niestety zbyt wolno dla województw pasa północnego. W tym momencie już wątpię w sukces na I i II kontakt, może coś później jakieś przejaśnienie się trafi, ale nie sądzę.
U mnie było tylko przez minutę. Trzy razy wyszło Słońce, ale tak naprawdę tylko częściowo o 14:45 i 14:50. Bardziej na południu był znaczny prześwit. Jeszcze trochę później i już bym nic nie zobaczył bo zarost.
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie mogę odmówić naturze poczucia humoru. Jeszcze jakieś pół godzinki przed rozpoczęciem zjawiska pojawiały się okienka w chmurach. Potem cały czas lita pokrywa, aż tu przed samym zachodem Słoneczko mrugnęło do mnie filuternie zza drzew.
OdpowiedzUsuńPrzed i po transferze Merkurego 11.
[url=http://pokazywarka.pl/wii2cp/]Przed i po transferze Merkurego 11.[/url]
Solidne analizy pogodowe na tym blogu dobrze mnie przygotowały na rozwój wypadków, więc choć byłem w gotowości to nawet specjalnie się nie rozczarowałem. To by było chyba tyle w temacie tranzytu.
https://drive.google.com/open?id=0B7ZXRK4LeGvleTJxVlphXzVLMkk
OdpowiedzUsuńJuż niedawno ten link był. W podfolderze 2019 jest wszystko co się udało. Łącznie może miałem 2 minuty i nie było szans na ostre zdjęcia.
W Poznaniu chmury zniknęły na kilkanaście minut przed pierwszym kontaktem. Kilka zdjęć pod linkiem: https://www.kuczkowski.net/przejscie-merkurego-na-tle-tarczy-slonecznej/
OdpowiedzUsuńWow, miodzio!
UsuńJa, jako początkujący obserwator,jestem bardzo zadowolony, bo mogłem od pierwszej minuty oglądać tranzyt, aż do schowania się słońca za dom sąsiada. Nie byłem optymistycznie nastawiony, z uwagi na to,że wiele razy zawiodłem się na obserwacjach z powodu pogody, ale teraz to normalnie dreszcze mnie przechodziły.
OdpowiedzUsuńNa g.śląsku można było spokojnie obserwować :) cytując klasyka 'nam sie ten tranzyt poprostu należał'
OdpowiedzUsuńTutaj się z Tobą zgadzam :) Na początku tranzytu chmury przeszkadzały, ale potem się pięknie rozpogodziło.
UsuńOd początku nastawiałem się na obserwowanie... zdjęć zrobionych przez kogoś innego! Już to z racji braku sensownego sprzętu, już to z innych przyczyn (rodzinno, pogodowo, zawodowych) - ale nie zawiodłem się.
OdpowiedzUsuńA propos - może byś kiedyś napisał materiał na temat czemu tranzyty są tak rzadkie, choć na zdrowy rozum wydawało by się iż powinny być widziane co roku?! Próbowałem to wytłumaczyć mojemu synowi, ale chyba nie byłem zbyt przekonujący.
Orbity planet nie są ułożone w jednej płaszczyźnie, tylko są pod niewielkimi kątami względem siebie. Kąty są niewielkie ale robią wielką róźnicę, gdyż ustawienie trzech ciał w jednej lini jest mało prawdopodobne. Z tych samych powodów nie mamy co miesiąc zaćmień Słońca i Księżyca.
UsuńMajdo007 - to wiem, albo lepiej powiedzieć przyjmuję do wiadomośći, ale Hawkeye umie to pokazać z ilustracjami, bo na trudno mi wyobrazić sobie tę mechanikę.
UsuńNie ukrywam, że liczyłem na piękną fotorelację. Tej dekady jedynie styczniowe zaćmienie księżyca umknęło mi za chmurami. Pod tym względem jestem bardzo zadowolony. Choć czytałem, że ta świata skończy się w 2020 r. Szkoda jednak, że będzie coraz mniej tak emocjonujących zjawisk w niedalekiej przyszłości.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko cieszę się z obszernych tekstów tego bloga i bardzo za to dziękuję.
Pozdrawiam