Całkowite zaćmienie Księżyca 27.07.2018 A.D.: Jakim sprzętem i które kadry szczególnie warto zarejestrować podczas zjawiska
W ostatni miesiąc przed nadejściem najbardziej wyczekiwanego zjawiska astronomicznego 2018 roku, w ramach trzeciego tekstu Astronomicznej Kampanii Popularyzacyjnej zachęcam do spokojnego i przemyślanego zastanowienia się nad rejestracją zjawiska - nie tylko w kontekście rozplanowania sprzętowego, ale też kadrów jakie będziemy mogli uchwycić na pamiątkowych fotografiach w zależności od naszego położenia i lokalnych warunków. Pośpiech w kwestiach sprzętowych zawsze jest złym doradcą, a że od końca odliczania dzieli nas coraz mniej czasu, to jest teraz dobry moment - zwłaszcza dla osób dopiero planujących zakupy sprzętowe, być może motywowane nadchodzącym zaćmieniem - aby dokonać rozważenia czy, jak i w jakim wymiarze chciałbym obfotografować zjawisko, by samemu zgromadzić pamiątkowe zdjęcia i posiąść materiał z obserwacji, do którego zawsze z chęcią powrócę.
Osoby nastawiające się na samą obserwację bez rejestracji fotograficznej i chcące uniknąć wszelkich pokus popychających do ewentualnych wydatków sprzętowych mogą, a nawet powinny zaprzestać dalszej lektury, ponieważ z góry ostrzegam, że uczynię co w mojej mocy, by każdego czytelnika dzisiejszym tekstem zmotywować do właśnie poczynienia kroków w kierunku zdobycia pierwszego lub uzupełniania już posiadanego, sprzętu optycznego umożliwiającego rejestrację zbliżającego się najpiękniejszego widowiska na niebie w tym roku.
Bardziej doświadczeni już wiedzą, jednak nowicjuszom chcącym to zjawisko ujrzeć wypada przypomnieć najważniejszą kwestię sprzętową: do obserwacji zaćmienia nie będzie wymagane posiadanie jakiegokolwiek sprzętu optycznego, za wyjątkiem tego naturalnego - sprawnych oczu. To jest takie "minimum minimów" po spełnieniu którego każdy, kto w ten ostatni piątkowy lipcowy wieczór spojrzy ku niebu, będzie miał możliwość obserwacji zjawiska. Warunkiem niezwiązanym ze sprzętem, choć koniecznym dla ujrzenia zaćmienia, będzie oczywiście ➨ pogodne niebo, ale na to już wpływu nie mamy.
Pozostając w sferze obserwacji wizualnych, ale skupiając się na dodatkowym sprzęcie optycznym - lornetkach i teleskopach, także nie trzeba tu tworzyć długich opowiadań. Bez względu bowiem na wykorzystany sprzęt, zjawisko będzie prezentować się nam tak samo, różnić się za to będzie wielkość księżycowej tarczy i komfort obserwacji. ➨ Lornetka może i nie zapewni tak dużej tarczy Srebrnego Globu co teleskopy, ale za to pozwoli na wygodną i przyjemną obserwację obuoczną bez konieczności mrużenia oka, co na dłuższą metę staje się dość uciążliwe. Z drugiej strony ➨ teleskop w zamian za brak komfortu obserwacji obuczonej zapewni nam wolne ręce, swobodę ruchów i stabilny obraz dużej tarczy - a gdy ktoś wejdzie w posiadanie nasadki binokularowej, to z parą jednakowych okularów teleskopowych o tej samej ogniskowej może wyeliminować wspomnianą konieczność obserwacji jednym okiem. Opcji jest sporo, ale samo zjawisko, w sensie widowiskowości, zapewni jednakowe zachwyty zarówno posiadaczom lornetek i teleskopów, nie ukrywając niczego jednym by pokazać coś tylko tym drugim - posiadacze lornetek nie muszą się więc zamartwiać brakiem teleskopu, ani tym bardziej myśleć o jego zakupie na szybko z myślą tylko o obserwacji zaćmienia - bo i samo zaćmienie Księżyca jako wyłączny powód takiego zakupu akurat nie jest w mej ocenie najlepszą przesłanką.
Chodzi mi tu po prostu o rozwagę przy planowaniu wydatków i uniknięcie nieprzemyślanego szastania funduszami. Samo myślenie o zakupie teleskopu nie jest niczym złym, jest wręcz naturalną koleją rzeczy na pewnym etapie rozwoju zainteresowania astronomią amatorską, ale powodów do zdecydowania się na wydanie zgromadzonych środków może być znacznie więcej i mogą one być znacznie rozsądniejsze, niż akurat zaćmienie Księżyca. Może być sytuacja, że nowicjusz ma taki zamiar, zdobył na razie tylko niewielką część funduszy i wiedząc o tym zaćmieniu wyda je szybciej byle tylko zdobyć jakikolwiek sprzęt mający w nazwie teleskop, zamiast sumiennie zbierać dłużej na teleskop lepszy od tego kupionego na gorąco. Obserwowałem wiele takich zaćmień zarówno lornetką i teleskopem i zawsze podczas tych zjawisk najwięcej czasu mijało mi z oczyma przyklejonymi do lornetki, a nawet na obserwacji okiem nieuzbrojonym. Atmosfera w terenie staje się niesamowita, wręcz tajemnicza i kosmiczna, gdy w skupieniu i z odgłosami otaczającej cię dzikiej przyrody widzisz na niebie tarczę Księżyca przybierającą ciemnoczerwoną barwę w trakcie zaćmienia całkowitego i naprawdę nie potrzeba tu żadnego sprzętu za krocie by się zachwycić.
I właściwie na tych trzech zaledwie akapitach można poprzestać w kwestii obserwacji bezpośrednich. Więcej do rozważenia będzie przy rozplanowaniu ewentualnej rejestracji zjawiska, jeżeli ktoś będzie miał zamiar je uwiecznić choćby dla własnych dokumentacyjnych celów. Bo opcji do wyboru, jak widać, trochę się znajdzie:
Jeżeli ten tekst wciąż czytacie, to zakładam, że co nieco zabawy z fotografią jednak planujecie. A zatem poczynając od najprostszych metod uwaga może zostać skierowana na zwykłe aparaty kompaktowe - przy czym pisząc zwykłe mam tu na myśli popularne niewielkie "małpki" o często kieszonkowych gabarytach, a nie hybrydy zbliżone rozmiarami i masą do lustrzanek, których nazywanie kompaktami staje się zabawne, bo tych kompaktowych wielkości już się one wyrzekły.
Zwykłe kompakty oferowane obecnie w sprzedaży, w znakomitej większości przypadków to aparaty oferujące przynajmniej 300-400 mm ogniskowej (ekwiwalentu dla tradycyjnego formatu małoobrazkowego 35 mm). Specjalnie piszę o ogniskowych, a nie popularnym "zoomie", o czym za moment. Jest to przedział pozwalający w dzisiejszych kompaktach na bezproblemowe zarejestrowanie Księżyca w postaci tarczy ukazującej wiele najwyraźniejszych cech powierzchniowych - mórz, gór czy kraterów - i w zupełności wystarczający dla uchwycenia nadchodzącego zaćmienia. Moja leciwa, prawie 10-letnia małpka Sony DSC-H20 oferuje ekwiwalent ogniskowej 380 mm, a poglądowe fotografie Księżyca w takiej ogniskowej przy pełnej klatce 10 MPiX bez cropa można znaleźć w dawnych fotorelacjach, m.in. ➨ w tej (5 z 11), ➨ tej (podpisy pod zdjęciami) czy ➨ tamtej (np. 3,4). Dzisiejsze kompakty bardzo często oferują jeszcze większe zakresy ogniskowych i trudno się temu dziwić, wszak 10-letnia małpka w tej dziedzinie przy obecnym rozwoju technologii to niemal antyk, a za połowę niższą cenę od tej, jaką ona posiadała w momencie premiery, dostępne są dziś modele oferujące ogniskowe dwa razy dłuższe, po 700-800 mm przy zachowaniu gabarytów, które nadal można jak najbardziej nazywać kompaktowymi, ot jak np. Lumix DMC-TZ80, Sony DSC-HX60, Canon PowerShot SX430 IS i masa innych.
Używałem ciągle wartości ogniskowych, stanowiących ekwiwalent dla tradycyjnego formatu 35 mm, aby uczulić początkujących, by nie kierowali się sztywno tym, co sklepy często starają się uwypuklić najbardziej, czyli powiększeniem, zoomem - bo jest to jedynie wartość określająca krotność powiększenia obrazu uzyskanego na najkrótszej ogniskowej, czyli iloraz najdłuższej ogniskowej podzielonej przez najkrótszą ogniskową obiektywu, a nie liczba, która przykładowo powie nabywcy jak duża będzie tarcza Księżyca na największym zoomie niezależnie od aparatu. Początkujący myśląc w ten sposób może się nieźle rozczarować.
Aby to zrozumieć warto przebrnąć przez krótki i prosty przykład: wyobraźmy sobie, że mamy obok siebie dwa kompakty o tej samej rozdzielczości i tej samej wielkości matrycy, ale o różnych obiektywach - w efekcie o różnych powiększeniach. Model pierwszy oferuje obiektyw z ogniskową, która w tradycyjnym aparacie 35 mm wynosiłaby od 24 do aż 720 mm. W tym przypadku zoom jest 30-krotny, ponieważ 720 podzielone na 24 wynosi 30. Takie jest maksymalne powiększenie tego aparatu. Drugi aparat posiada obiektyw z ekwiwalentem ogniskowej od 12 do 640 mm i w tym przypadku powiększenie będzie jeszcze większe, wynoszące aż 53 razy (640/12).
I co zrobi Pan Iksiński chcący strzelić fotkę wielkiego Księżyca? Nawet nie pomyśli, ubierze prawą skarpetę i lewy but zapominając o bucie prawym, pobiegnie tak w rozpiętej koszuli do marketu, krzyknie do sprzedawcy "Panie, weź mnie tu dawaj zara tego zuuuma 53-iks!!!" i wesoły pobiegnie do domu przy czerwonym świetle na skrzyżowaniu doprowadzając do samochodowej kraksy stulecia, nie wiedząc, że tym samym wydał kasę na aparat, z którym zrobi zdjęcia Księżyca... mniejszego, niż na pierwszym modelu z mniejszym zoomem 30-krotnym! Znaczna większość nowicjuszy nie jest nawet świadoma, że ten gromko reklamowany zoom to największa krotność powiększonego obrazu, ale względem najkrótszej ogniskowej danego aparatu.
Ten drugi, w powyższym przykładzie, oferowałby znacznie większe pole widzenia na najkrótszej ogniskowej, bo wynosiłaby ona tylko 12 mm. Byłby to aparat świetny do szerokokadrowej fotografii, pozwalając na objęcie większego fotografowanego obszaru w porównaniu do modelu pierwszego z obiektywem 24-720 mm. Dlatego to właśnie maksymalna długość ogniskowej (obecnie już zawsze podawana w ofertach sklepów jako ekwiwalent dla formatu małoobrazkowego 35 mm, więc klient nic nie musi przeliczać) jest parametrem istotniejszym od powiększenia w takim i każdym podobnym przypadku, gdy chcemy uzyskać największy obraz oddalonego obiektu - budynku, samolotu czy Księżyca. Albo sąsiadki. (żeby po prostu zobaczyć, co ogląda w telewizorze...)
Teraz wiedząc bardziej poglądowo, choćby z podlinkowanych wyżej fotorelacji na co w kontekście tytułowego zjawiska pozwala w dzisiejszych cyfrowych kompaktach ekwiwalent 380 mm ogniskowej oraz wiedząc, że na ogół modele takie posiadają jednakowe w wielkości matryce 1/2,3", łatwiej sobie uzmysłowić na jak więcej pozwolą choćby trzy przykłady aparatów wymienionych pięć akapitów wcześniej. Pierwsze dwa z nich oferują 720 mm ogniskowej, trzeci aż 1080 mm przy nadal dobrym wypełnianiu definicji aparatu o kompaktowych gabarytach. I każdy z nich jak i inne modele o zbliżonych długościach ogniskowych dadzą dobre rezultaty zarówno w fotografowaniu Księżyca jako jedynego obiektu w kadrze, jak i w zdjęciach krajobrazowych, przy wykorzystaniu krótszych ogniskowych, które też będą wysoce pożądane, jako, że zaćmienie będzie miało miejsce po wschodzie.
Przechodząc na wyższe poziomy budżetowe do wyboru dostajemy możliwość pójścia w którąś z trzech dróg: ➨ nadal w stronę cyfrowych aparatów, ale już bardziej hybrydowych - czyli będących wprawdzie wciąż bezlusterkowymi cyfrówkami, ale o wyglądzie, gabarytach i masie przesuniętej bliżej lustrzanek - co zawsze miało i ma swoich zagorzałych zwolenników jak i przeciwników, ➨ albo w stronę fotografowania lustrzankami zaopatrzonymi w teleobiektywy o maksymalnych ogniskowych minimum 300-400 mm dla w miarę sensownej wielkości tarczy Księżyca, ➨ albo w stronę fotografowania lustrzanką w ognisku głównym teleskopu, jeżeli ten drugi jest już w naszym posiadaniu - wówczas to teleskop staje się obiektywem wpiętym do korpusu lustrzanki. Przykładowe fotografie z takiej metody również można znaleźć w dawnych fotorelacjach, na przykład ➨ z tej obserwacji Księżyca w I kwadrze. W tamtym przypadku fotografując lustrzanką Olympusa E-420 za obiektyw wykorzystałem refraktor Sky-Watchera średnicy 80 mm i ogniskowej 400 mm. W efekcie jednak dał mi on aż 800 mm ekwiwalentu ogniskowej, z uwagi na wielkość matrycy w tym aparacie. Można je uznać na punkt odniesienia, ale tylko do lustrzanek o tej samej matrycy (17,3x13 mm), bo tu występuje większy ich wachlarz, niż w przypadku kompaktów.
Pierwsza z wspomnianych dalszych dróg, poza małpkami - hybrydy cyfrowe, to pójście w sprzęty oferujące ogniskowe powyżej 1200 mm i wyzbywające się gabarytów kompaktowych cyfrówek na rzecz zbliżania się posturą do lustrzanek. Hybrydy takie z oczywistych powodów zapewnią jeszcze większe możliwości w przypadku ukierunkowania się głównie na fotografię księżycową, przykładów w sieci jest dużo, a ich dwiema największymi przewagami na przykład nad metodą fotografowania lustrzanką w ognisku teleskopu będą choćby automatyczne ustawianie ostrości na nieskończoność, systemy stabilizacji obrazu czy szeroki wachlarz dostępnych ogniskowych - od tych oferujących pole widzenia dobre w rejestracji Księżyca z krajobrazem po takie, w których Księżyc przestanie się mieścić w kadrze, oraz gabaryty i masa - nawet licząc z koniecznym tu statywem. Wadą, którą wielu przytacza jako cechę dyskwalifikującą jest zazwyczaj brak obsługi RAW-ów, a dodatkowo wątpliwa jakość zdjęć na długich ogniskowych u większości modeli, wynikająca m.in. ze stosowania bardzo małych matryc czy wpływu rozedrganej atmosfery ziemskiej.
Tyle, że tu tak naprawdę wszystko jest dyskusyjne, łącznie z tymi całymi RAW-ami, można bowiem znaleźć liczne przykłady materiałów z takich hybryd, których nie powstydziliby się posiadacze lustrzanek i drogich teleobiektywów, ale też i takie materiały, które dyplomatycznie pisząc, mijają się z jakością. Nie mniej kwestią wymagającą w mojej ocenie częstszego przypominania w takich dyskusjach zwolenników i przeciwników wszelkich aparatów jest prosta prawda, że to fotograf wykonuje zdjęcie mając takie czy takie doświadczenie, a nie aparat, który jest tylko narzędziem - w kiepskich rękach nie pomoże fotografowanie RAW-ów lustrzanką z teleobiektywem za kilka tysięcy złotych, podczas gdy w dobrych rękach prosta fotografia z kompaktu czy hybrydy może przynieść opad szczęki u oglądającego i obiektywnie nie odbiegając jakością od o kilka klas droższego sprzętu.
Drugą opcją może być fotografowanie zaćmienia lustrzanką wyposażoną w teleobiektyw. To wariant zdecydowanie najbardziej kłopotliwy finansowo, jako że same obiektywy zmiennoogniskowe o ogniskowych maksymalnych co najmniej 300 mm i z wygodnym autofocusem na dzień dzisiejszy startują zwykle od około 2-4 tys. zł - podczas gdy tych 300 mm ogniskowej to i tak dopiero takie naciągane minimum, w którym tarcza Księżyca wcale nie będzie szczególnie imponująca wielkością. Myśląc więc o uzyskaniu obrazów Księżyca w większym powiększeniu tą metodą, widełki cenowe będą stawiać pod poważnym znakiem zapytania sens takiej inwestycji u ogromnej większości amatorów. Z drugiej strony można pokusić się o tańsze teleobiektywy stałoogniskowe z niższej półki cenowej - rzędu 500,- do 2 tys. zł, i ogniskowych 300-500 mm (m.in. Tamron, Samyang), jednak tutaj będą to obiektywy całkowicie manualne, mogące przysporzyć sporych trudności w uzyskiwaniu ostrych obrazów i to nie tylko u początkujących, ale też posiadające często wątpliwą jakość, pozbawione jakiejkolwiek stabilizacji obrazu czy stanowiące dużą loterię w ręcznym ustawianiu ostrości, więc taki wybór też powinien być dokonany ostrożnie i raczej nie powinien dotyczyć najbardziej początkujących.
Trzecia wspomniana opcja - fotografowanie lustrzanką w ognisku głównym teleskopu, to bardzo popularna metoda wśród amatorów gwiazd, zarówno przy fotografowaniu Księżyca jak i obiektów głębokiego nieba. W teorii niewiele różniąca się na pierwszy rzut oka od opcji drugiej - tańsza, pozwalająca na sfotografowanie Księżyca w dużej skali i rozdzielczości, ale niestety... zapewniająca tylko jedną długość ogniskowej. Wkręcając poprzez odpowiedni adapter daną tubę optyczną teleskopu w korpus lustrzanki, jedyną ogniskową, z której będziemy mogli skorzystać będzie ogniskowa obiektywu/zwierciadła stosowanego teleskopu. Teleskop stanie się w tym momencie po prostu teleobiektywem stałoogniskowym. Jeżeli okaże się, że obraz Księżyca jest zbyt duży czy zbyt mały, no to Houston, mamy problem. W pewnym sensie, gdyby tarcza była zbyt mała pomocne może okazać się zastosowanie soczewki Barlowa (2x, 5x) działającej jak telekonwerter wydłużający o daną krotność ogniskową teleskopu, ale będą to niestety zmiany skokowe i to od razu o cały zakres ogniskowej. Z teleskopem o ogniskowej 900 mm, Barlow 2x wydłuży ją od razu do 1800 mm nie oferując niczego pomiędzy tymi wartościami, więc łatwo przestrzelić - zwłaszcza przy mniejszej matrycy aparatu. Mało tego: będąc uzależnionym również od warunków obserwacyjnych, w zależności od których także należy dobierać powiększenie (kwestia seeingu), na czas takiego zjawiska widocznego zaraz po wschodzie nieroztropne i zgubne może być uzależnianie się od jednej tylko długości ogniskowej i w takim akurat kontekście nawet zwykłe małpki uwidocznią mocną przewagę, dorzucając od siebie przy okazji szybkie automatyczne ostrzenie i stabilizowanie obrazu.
Pamiętajmy też o tym, by aparat oferował możliwość nieco dłuższego otwarcia migawki powyżej sekundy. Czasy ekspozycji podczas fazy całkowitej będą musiały zostać wyraźnie wydłużone względem tysięcznych części sekundy naświetlania Księżyca podczas fazy częściowej czy w zwykłej pełni. Nasz satelita w tych blisko 104 minutach zaćmienia całkowitego przybierze ciemnoczerwone barwy tracąc ogromnie na jasności, niewykluczone, że blask osłabnie na skraj dostrzegalności, zwłaszcza przy fazie maksymalnej i centralnym zanurzeniu w cień ziemski. W takim wypadku aparaty, które nie będą posiadały możliwości ustawienia ekspozycji dłuższej od 1 sekundy mogą zwyczajnie nie wystarczyć, bo dadzą zbyt ciemne zdjęcie, na którym bardzo ciemnej tarczy Księżyca nie zdołają zarejestrować. Z kolei podczas fazy częściowej warto będzie rozważyć, czy obieramy jakiś jeden ustalony wariant czy fotografujemy na rozmaite sposoby: jedną opcją będzie nastawienie na uwiecznienie czerwonawego cienia (przy jednoczesnym prześwietleniu jasnej części tarczy) lub nieprześwietlanie tarczy przy krótkich ekspozycjach, na których cień w fazie częściowej stanie się czarny, a różnice w poszczególnych miejscach powierzchni pozostaną wyraźne jak podczas fotografowania w normalnej pełni.
To trzy takie główne drogi, jakimi można pójść, ale istnieje dodatkowa uliczka, na dłuższą metę raczej ślepa, choć na początek też wystarczająca. Można tu wymienić fotografowanie metodą projekcji okularowej - poprzez przyłożenie (ręcznie lub poprzez adapter) aparatu do okularu lornetki czy teleskopu, po uprzednim nakierowaniu na Księżyc (zatem wymagającej nawet przy lornetce zastosowania statywu, o ile ktoś nie chce na prawo i lewo rzucać awruk to i awruk tamto). Metoda tania, prosta, ale często niezapewniająca dobrej ostrości obrazu. Każde przesunięcie aparatu przez drgania rąk w prawo/lewo lub od/do okularu, choćby były to przesunięcia niewyczuwalne, powodować będą rozmazane zdjęcie - pomimo zatem, że dobre efekty są tu w zasięgu, to trzeba jednak wykazać się sporą cierpliwością i czujnością, porównywalną z trafianiem w wąski punkt idealnej ostrości w tanich teleobiektywach z ostrzeniem manualnym bez stabilizacji obrazu.
Warto więc póki jeszcze czas zastanowić się nad metodą fotografowania i kadrami, na jakich zależy nam najbardziej: czy mają to być zdjęcia szerokokadrowe z elementami krajobrazu (małpki), bądź czy w kadrze ma przebywać sam Księżyc w możliwie dużej skali i jakości zdjęć (lustrzanka i teleobiektyw), bądź jeszcze inaczej - czy zależy nam na szerokiej gamie powiększeń mogących się przydać z uwagi na specyfikę zjawiska i warunki obserwacyjne z Polski, przy jednoczesnym zachowaniu umiaru w odchudzaniu portfela (większe małpki i hybrydy).
Trzy wyjątkowe kadry do uwiecznienia
Odbiegając od planowania wydatków sprzętowych lub odkurzenia ekwipunku, jeśli już go kupować nie trzeba, a przy otwieraniu szafy na ubrania obrywamy przy okazji spadającymi na nas tubami teleskopów, zachęcam także do wcześniejszego rozważenia wszelkich możliwych opcji lokalizacyjnych i wybraniu miejsca obserwacji, z którego będzie nam najlepiej obserwować i fotografować zaćmienie. Zróbcie to czym prędzej, choćby w najbliższy weekend, aby mieć pewność że lokalizacja będzie odpowiednia biorąc pod uwagę niską elewację Księżyca w trakcie zaćmienia.
W ➨ głównym tekście poradnikowym wspominałem, że warto uciec poza miasto dla lepszego dostrzeżenia zmian w oświetleniu otoczenia i ciemności nieba, wynikającej z wejścia Księżyca w fazę zaćmienia całkowitego. Tam, gdzie sztucznego oświetlenia nie będzie, tam te naturalne efekty oświetleniowe staną się najbardziej namacalne, ale to jest tylko ten aspekt obserwacyjny. Natomiast drugi - fotograficzny - może, choć nie musi być ściśle związany z pierwszym, bo w ostateczności w warunkach miejskich czy okołomiejskich także można będzie się pokusić o widowiskowe kadry.
Podczas zaćmienia wystąpią dodatkowe wydarzenia na niebie, które warto ująć na zdjęciach i które będą dostępne wszystkim Polakom niezależnie od lokalizacji, w jakiej się znajdziemy. Jednakże z powodu takich, a nie innych godzin wystąpienia zjawiska, odmiennie prezentować się będzie wschód Księżyca w zależności od województw. Doprowadzi to do takich sytuacji, jak na przykład wschód Księżyca pogrążonego już w 50% w ziemskim cieniu dla Pomorza Zachodniego, podczas gdy na południowym wschodzie obserwatorzy zdołają ujrzeć całą tarczę tuż nad linią horyzontu jeszcze przed początkiem fazy częściowej nim tarcza zacznie być "wygryzana". Rozbieżność bardzo wyraźna, jeśli mowa o pierwszym widoku zaćmienia zależnie od regionu. Północny zachód ma prawo czuć się pokrzywdzony, bo straci całą pierwszą połowę fazy częściowej poprzedzającej fazę całkowitą, ale właśnie tutaj Księżyc zawieszony będzie najniżej w czas zaćmienia całkowitego i fazy maksymalnej, co będzie miało bardzo pozytywne znaczenie dla osób nastawionych na szerokadrową fotografię z elementami krajobrazu. Poniżej kadry warte w mej ocenie udokumentowania na zdjęciach, kadry tak zależne od lokalizacji, jak i te zapewniane przez niebo wszystkim obserwatorom:
➮ wschód Księżyca (dla lokalizacji na zachód od linii Wisły) - ujrzenie i zrobienie zdjęcia wschodzącemu Księżycowi podczas pełni jest zawsze miłym doświadczeniem, ale nie ukrywajmy - jest to sprawa łatwa i bardzo pospolita, dostępna każdego miesiąca. Zupełnie inaczej gdy wyłaniający się zza horyzontu pełny Księżyc w pewnej części przebywać będzie już w strefie cienia ziemskiego wyłaniając się w postaci nadgryzionej tarczy. Takie sytuacje są już znacznie bardziej ulotne, ostatnią mieliśmy ➨ 7 sierpnia ub.r., następna dopiero w czas omawianego zaćmienia. Im bardziej północno-zachodnie regiony Polski, tym faza zaćmienia częściowego podczas wschodzenia Księżyca będzie większa. Dla Świnoujścia przy wschodzie następującym około godz. 21:05 CEST zaćmienie częściowe będzie wynosić już ponad 55%, więc tam mimo pełni widok Księżyca będzie zbliżony do nadchodzącej I kwadry.
➮ koniunkcja z Marsem - koniunkcje jako spotkania Księżyca z planetami to zjawiska nader częste, występujące po wielokroć każdego miesiąca. Ale koniunkcja Księżyca całkowicie zaćmionego z jakąś planetą to już zjawisko znacznie trudniejsze do złapania. A jeszcze trudniejsze, gdy tą planetą jest Mars znajdujący się w występującej co 15 lat opozycji potocznie określanej mianem wielkiej, a bardziej ściśle jako opozycji w pobliżu marsjańskiego peryhelium. Zauważcie do jakiego niesamowitego zbiegu okoliczności dochodzi: po pierwsze ➨ Mars we wielkiej opozycji - tuż pod (4 stopnie) - po drugie całkowicie zaćmionym Księżycem - i to - po trzecie - w trakcie lipcowego apogeum Księżyca - czyniącego - po czwarte z jego centralnym przejściem przez strefę cienia - najdłuższe w XXI wieku takie zaćmienie. Kurde balans! To pierwsza taka kumulacja w nowożytnych dziejach - i weź tu człowieku nie myśl o jej sfotografowaniu, przy elementach krajobrazu! Wyobrażacie sobie podpis takiej fotografii? "Koniunkcja Marsa we wielkiej opozycji z Księżycem podczas najdłuższego całkowitego zaćmienia w XXI wieku". No żesz kurczę ja cię nie mogę! Czy jest na sali lekarz?!
➮ przelot ISS nieopodal duetu Księżyc-Mars podczas fazy maksymalnej całkowitego zaćmienia - około godz. 22:25 CEST (to na razie obarczony kilkuminutowym błędem wynik, który bliżej 27 lipca ulegnie dokładniejszemu wyliczeniu) nastąpi przelot Międzynarodowej Stacji Kosmicznej podczas drugiego i ostatniego jednocześnie okresu widoczności podczas białych nocy, przelot, który wystąpi kilkanaście stopni ponad Księżycem i Marsem i w którym na niebie południowo-wschodnim ISS zacznie stopniowo wchodzić w strefę nocy orbitalnej. Pojawi się więc szansa na jej uwiecznienie w postaci jasnej, lecz słabnącej do zera smugi przecinającej niebo w tym samym obszarze firmamentu, w którym przebywać będą Księżyc i Mars. Szczegółowy wpis poświęcony temu okresowi widoczności ISS nad Polską ukaże się na blogu w pierwszym tygodniu lipca. DOPISANE 06.07: Tekst już dostępny ➨ Widoczność ISS (lipiec - sierpień 2018).
Od najbardziej widowiskowego zjawiska astronomicznego 2018 roku dzielą nas cztery tygodnie. O nadchodzącym zaćmieniu będę jeszcze wspominać w kolejnych tekstach kampanii popularyzacyjnej, która w lipcu wkroczy w ostatnią fazę, zaś w samym jej finale u kresu wielkiego odliczania zapraszam na tradycyjne teksty zestawiające wyliczenia pogodowych modeli numerycznych z komentarzem dla wszystkich regionów Polski. Wydawało się, że czekania jeszcze przed nami dużo, gdy w kwietniu kampania się rozpoczynała, tymczasem dziś doszliśmy do momentu, w którym do upragnionego dla wielu z nas całkowitego zaćmienia Księżyca pozostał już tylko jeden ostatni miesiąc. T- 30 dni i odliczamy!
Od najbardziej widowiskowego zjawiska astronomicznego 2018 roku dzielą nas cztery tygodnie. O nadchodzącym zaćmieniu będę jeszcze wspominać w kolejnych tekstach kampanii popularyzacyjnej, która w lipcu wkroczy w ostatnią fazę, zaś w samym jej finale u kresu wielkiego odliczania zapraszam na tradycyjne teksty zestawiające wyliczenia pogodowych modeli numerycznych z komentarzem dla wszystkich regionów Polski. Wydawało się, że czekania jeszcze przed nami dużo, gdy w kwietniu kampania się rozpoczynała, tymczasem dziś doszliśmy do momentu, w którym do upragnionego dla wielu z nas całkowitego zaćmienia Księżyca pozostał już tylko jeden ostatni miesiąc. T- 30 dni i odliczamy!
Poprzednie teksty Astronomicznej Kampanii Popularyzacyjnej:
➨ Całkowite zaćmienie Księżyca 27.07.2018 A.D.
➨ Mecz chmury kontra pogodne niebo: jaka pogoda panowała w Polsce 27 lipca w ostatnich latach
f Bądź na bieżąco z tekstami, zjawiskami astronomicznymi i wszystkim co ważne dla amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku lub GooglePlus.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy
W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"