Po długim oczekiwaniu kalendarzowy licznik dobił do zera. 9 maja 2016 roku - dzień, w którym doszło do najważniejszego zjawiska astronomicznego w tym roku i jednego z najważniejszych w dekadzie, był wyczekiwany przez chyba wszystkich miłośników astronomii, a drobna skalista planeta najbliższa Słońcu przemierzająca na jego tle, stanowiła pierwszorzędny cel obserwacji jaki sobie wielu z nas wyznaczyło na ten rok. Dziś już wiemy, że bez względu na lokalizację emocji z powodu niepewnej aury było co niemiara, a czas trwania zjawiska dla wielu regionów, okazywał się w pewien sposób wybawieniem pozwalając na częściowy sukces w późniejszych godzinach, gdy pierwsze etapy przedstawienia rozgrywały się nad deszczowo-burzowymi chmurami. Jak było w moim przypadku? Pora na na fotorelację z obserwacji pierwszego od 13 lat tranzytu Merkurego widocznego w Polsce.
Już w
ostatnim tekście przed tranzytem wspominałem, że wolałbym aby to zjawisko miało miejsce o 3-4 dni szybciej, choć z uwagi na mechanikę nieba byłoby to niemożliwe. Powodem tych słów była widoczna na horyzoncie 48-godzinnych prognoz zmiana pogody po kilku dniach panowania wyżu na bardziej dynamiczną, związaną z formowaniem się licznych lokalnych burz. Wprawdzie prognozy dla mojego obszaru były na tyle korzystne, że miałem dużą pewność co do zrealizowania planu minimum, który mnie ucieszy - a więc ujrzenia przynajmniej pierwszej połowy zjawiska - to jednak budząc się w poniedziałek rano po już dość nerwowej nocy i mając za oknem widok wszechobecnych cirrocumulusów, uśmiechu na twarzy wiele nie było.
|
Zachmurzenie o 09:40 CEST. |
Pocieszałem się jednak, że prognoza na przedpołudnie wyliczała rzeczywiście spore ławice chmur zanim dojdzie do ich zaniku, więc kontynuacja do eskapady wciąż przebiegała z umiarkowanym, ale jednak optymizmem. Będąc gotów, przed samym wyruszeniem z domu, około 11:30 rzuciłem okiem jeszcze raz na niebo i tym razem widziałem już tylko błękit - prognoza się sprawdza.
Około 12:30 gotowość w terenie. Rozplanowałem to wręcz w formie astro-pikniku z uwagi na czas trwania zjawiska. Teleskop teleskopem, ale oprócz niego duże zapasy płynów, coś na ząb, no i rzecz jasna jakiś koc, abym nie musiał wycierać swoim ubraniem tego, co na łące zostawiły czworonogi, ale i żeby wygodnie sobie posiedzieć robiąc przerwy w obserwacji. Wspaniałe zapachy natury, śpiew ptaków i Słońce mnie grillujące - przyjemne wprowadzenie. Przygotowanie sprzętu, rozłożenie się na łące, wstępna obserwacja Słońca, ocena warunków, no i finałowe odliczanie - czas start.
|
Zapachy łąki, śpiew ptaków, ponad 30 stopni w pełnym słońcu - na piękne zjawisko piękne wiosenne okoliczności. |
Miałem ogromną chrapkę na ujrzenie I i II kontaktu, do obserwacji których zresztą szczególnie Was zachęcałem
w głównym tekście poradnikowym, z uwagi, że cała reszta tranzytu będzie wyglądała podobnie. Około pół godziny przed początkiem ruszyła konwekcja, chmury zaczęły się ewidentnie wypiętrzać, ale były to wciąż na tyle odległe obłoki, że było pewnym iż przynajmniej pierwsza godzina obserwacji będzie niezakłócona. Na początek dobre i tyle.
TRANZYT
13:11 CEST, minuta przed I kontaktem. Tutaj już porządnie wyczuwałem bicie swojej pikawy. Człowiek sobie uświadomił, że ten właśnie moment stanowi zwieńczenie długiego oczekiwania na to zjawisko, wszystko co można było zrobić w przygotowaniach już się zrobiło, nie można było już nic poprawić ani zmienić. Teraz pozostawało jedynie wziąć głęboki oddech, wyostrzyć obraz i wpatrywać się w odpowiednie miejsce na krawędzi tarczy słonecznej. To już sekundy. Cisza. Pełne skupienie i koncentracja. Gdyby teraz ktoś do mnie podszedł i spytał o coś co wymuszałoby na mnie oderwanie oka od okularu teleskopu, z dużym prawdopodobieństwem usłyszałby kwiecistą odmianę "spadaj! ;-) I nagle... jest! No pewnie, że JEST! Pierwsza z planet Układu Słonecznego rozpoczyna wstępowanie na tarczę Dziennej Gwiazdy, najważniejsza obserwacja w roku właśnie się rozpoczyna! Tranzyt Merkurego staje się faktem, emocje buzują, a na twarzy banan od ucha do ucha. Wiedząc ile zdjęć pojawi się w sieci, kompletnie odpuściłem próbę uwiecznienia pierwszych sekund aparatem w ognisku głównym teleskopu, postawiłem przede wszystkim na obserwacje wizualną wykonując jedynie kilkusekundowe nagranie w projekcji okularowej.
Chwilę później dochodzi do II kontaktu - Merkury widoczny w całości, jest styczny z krawędzią tarczy słonecznej od wewnątrz. Mimo pewnego opadnięcia emocji towarzyszących w pierwszych sekundach tranzytu, nie byłem w stanie dokładnie ustalić tego momentu. Rozgrzana atmosfera i średni seeing wywołały zgodnie z przypuszczeniami "efekt czarnej kropli". Przez sekundę-dwie zdawało mi się, że między krawędzią Merkurego a tarczą słoneczną jest już delikatny prześwit, by po chwili mieć wrażenie, że II kontakt jeszcze nie nastąpił, bo krawędź Słońca wciąż jest "wyżarta". Z godz. 13:15 było już jasne, że II kontakt w istocie jest za nami, szybko doszło tu już potwierdzenie ze strony samego obrazu w teleskopie gdy przerwa między Merkurym a krawędzią Słońca stała się już wyraźniejsza i nie znikała. A więc kluczowy etap zjawiska dostrzeżony - idzie dobrze, emocje nieco ostygają, a chmury gotują się dalej i bliżej.
|
Chwilę po II kontakcie. |
Około godz. 14:00 obłoki zaczęły sprawę utrudniać, a tuż przed 14:10 całkowicie straciłem kontakt wzrokowy ze Słońcem. Niebo zachmurzyło się w około 90%, choć spoglądając na aktualne zdjęcia z
sat24.com widziałem, że żadna burza ani wyładowania póki co mi zagrażają, co najwyżej przelotny deszcz. Rzeczywiście nieco pokropiło, ale był to na tyle drobny opad, że nie czyniłem żadnych kroków, tylko siedziałem na kocu czekając aż przejdzie. Opad minął po około 5 minutach, ale moje wylegiwanie trwało dłużej. Około 14:30 myślałem sobie - no, dwadzieścia minut przerwy i końca zachmurzenia nie widać - chciałoby się tej obserwacji trochę więcej. Niesamowite jak w krótkim czasie zmieniał się tego dnia poziom zachmurzenia. Jeszcze przed godziną było bardzo znośnie, Słońce grzało tak, że temperatura odczuwalna spokojnie przekraczała 30 stopni, a teraz kolejne minuty tranzytu uciekały nad chmurami. Tylko dzięki świadomości z jak długotrwałym zjawiskiem mamy do czynienia optymizm nie gasł, ale inaczej byłoby krucho.
|
14:04 CEST. Robi się trudno, ale wciąż z przejaśnieniami. |
|
14:24 CEST. No dobra... Można piknikować i czekać na poprawę. |
Około 14:40 pojawiła się pierwsza poważniejsza dziura w chmurach, która według moich szacunków powinna nasunąć się na Słońce za około kwadrans. Chyba po drodze wypełniała się nowymi obłokami, bo zajęło jej to całe pół godziny. Jednak tuż przed 15:10 doczekałem się - Słońce ponownie wyjrzało zza chmur, a wraz z nim Merkury coraz bardziej zanurzony na tle jego tarczy. Od tej chwili zachmurzenie zaczęło się rozrywać, jednolita warstwa zaczęła się stawać porozrywanymi obłokami, pomiędzy którymi prześwity były coraz większe. O 15:30 ponad połowa nieba, na czele z tą, gdzie przebywało Słońce, była już bezchmurna i teraz stało się jasne, że będzie pięknie "aż do odwołania" - innych chmur, które mogłyby zagrozić na razie nie było widać ani na niebie, ani na zdjęciach satelitarnych, z którymi się nie rozstawałem w związku z ewentualnością burz. Wiele obłoków, które pozostawały w zasięgu wzroku mijały mnie od południa i wschodu, albo na oczach zanikały. Sytuacja z pogodnym niebem nie zmieniała się, aczkolwiek napływały cienkie cirrusy, co momentalnie dało się odczuć w pewnym spadku ostrości obrazu. O 16:57 nadszedł moment środkowy tranzytu - punkt, w którym Merkury znalazł się najbliżej centrum tarczy słonecznej i jednocześnie rozpoczął drugą połowę przejścia jej tle.
|
Najgłębszy tranzyt. Rozpoczyna się druga połowa zjawiska. |
CO TEN MERKURY TAKI MAŁY?
Czasu na obserwacje było bez liku praktycznie do samego końca tranzytu. Przejrzystość powietrza nie była imponująca, ale z zachmurzeniem było na tyle dobrze, że nawet sam dokonywałem przerw w obserwacji na rzecz piknikowania, bo nie odrywać oka od teleskopu przez tyle godzin byłoby bardzo męczące, a nasadki bino nie posiadam. W międzyczasie do obserwacji dołączali inni, jedni na dłużej, inni na krócej, jako, że była to łąka miejska, a nie na jakimś zadupiu. W sumie w ciągu tych siedmiu i pół godzin przy teleskopie przetoczyło się ponad 20 osób od najmłodszych do najstarszych.
Dokonałem przy tej okazji ciekawej obserwacji socjologicznej. Znaczna większość - za wyjątkiem chyba 2 czy 3 osób, stwierdzała "Co ten Merkury taki mały?", "Myślałam, że będzie większy", "To to duże w środku, czy ta kropka bliżej krawędzi?". Przyznam, że dla mnie rozmiary kątowe tarczy Merkurego wynoszące 12 sekund, sprawiły że dostałem obraz tarczy znacznie większej, niż oczekiwałem przed tranzytem (obserwacja przeważnie w powiększeniach ~72-90-krotnych). Wiedziałem, że nie ma co liczyć na podobne widoki co przed czterema laty z tranzytem Wenus, ale mimo to Merkury wydawał mi się znacznie większy, niż się spodziewałem. Tymczasem prawie wszyscy przechodni mając - jak przypuszczam - w pamięci wizualizacje, jakimi media narobiły smaku (widziałem wiele z nich, przeważnie pokazywany był tranzyt Wenus, dodatkowo wykadrowany, w powiększeniu z sondy SDO) jednomyślnie stwierdzali, że oczekiwali czegoś większego. Jednocześnie wszyscy zanim podchodzili, pytali czy widać Merkurego. Nie co obserwuję, nie czy coś widać, ale czy widać Merkurego - znaczy się o zjawisku słyszało wielu.
|
"Mlecyk" - z pewnością jeszcze nie ostatni w tym sezonie. |
Co ciekawe, ani jednej osobie nie przeszkadzał limonkowy kolor tarczy słonecznej (poza folią ND-5 używałem dodatkowo okularowego zielonego filtra #56, więc
w wizualu była taka barwa). Jest to dla mnie interesujące, ponieważ spotkałem się na forach z wieloma opiniami innych astro-amatorów, że nie są w stanie znieść takiej barwy tarczy Słońca, bo wygląda dla nich zbyt nienaturalnie - mimo, że wnosi on wiele zalet do obrazu, m.in. ogromne wręcz uspokojenie atmosfery i minimalizację falowania obrazu, uwydatnia plamy słoneczne, zwłaszcza półcienie, pochodnie w okolicach krawędzi tarczy, w nieco mniejszym stopniu granulację. Są więc i tacy obserwatorzy, którzy postawią na mniej szczegółowy obraz byle tylko Słońce wyglądało naturalniej. Ja osobiście rzadko kiedy rezygnuję z tego filtra, bo poza wspomnianymi zaletami przyciemnia on dodatkowo obraz, ładnie kontrastując odcina tarczę słoneczną od tła i daje mi zwyczajnie przyjemniejszy dla oka efekt.
|
Sprzęt w akcji. Ostatnie dwie godziny tranzytu aż do zachodu mijały pod prawie bezchmurnym niebem. Po 19:00 przeniosłem sprzęt kilka metrów dalej z powodu drzew, za którymi schowało się Słońce. |
POŻEGNANIE
Około godzinę przed zachodem Słońca niebo było prawie w całości bezchmurne, jedyna nowo uformowana mała porcja obłoków zakryła tarczę słoneczną i wywołała konieczność przerwania obserwacji na jakiś kwadrans. Później wraz ze zbliżaniem się do zachodu, Słońce zawieszone coraz niżej widoczne było w podobnie dobrych warunkach, co podczas pierwszej godziny zjawiska, ale cienkie chmury wysokiego piętra w umiarkowanej ilości ciągle przepływały po niebie, zwłaszcza niżej, gdzie zmierzała Dzienna Gwiazda. Czasu na obserwacje miałem do około 20:20, później okoliczne domy zaczęły zasłaniać już chylące się ku horyzontowi Słońce i dokładnie o 20:19, na około pół godziny przed końcem zjawiska, po raz ostatni spojrzałem na tarczę Merkurego bliską już zachodniej krawędzi tarczy słonecznej. Piękna chwila, pożegnanie z widokiem Merkurego w czasie tranzytu i nieopisana radość duszy z sukcesu tej obserwacji na znacznie większą skalę, niż zakładał plan minimum. Szanowny Panie Merkury, widzimy się tak samo w listopadzie 2019! Umowa stoi? Trzymam za słowo!
|
Crop na Merkurego ze zdjęcia w ognisku głównym refraktora 90/910 na około półtorej godziny przed końcem tranzytu. |
|
Tranzyt Merkurego.
DSLR Olympus E420 w ognisku głównym refraktora 90/910; crop na tarczę słoneczną. Widoczne również trzy obszary aktywne. |
|
Powtórka, ze sztucznie nałożoną barwą odpowiadającą filtrowi #21. |
|
I taka jeszcze astro-pocztówka. Pożegnanie z tranzytem Merkurego 2016... |
|
...pod tak pogodnym niebem, jakie zawsze chciałoby się mieć na najważniejsze zjawiska astronomiczne. |
Rozważania z jednego z tekstów kampanii popularyzacyjnej -
Mecz chmury kontra pogodne niebo: pogoda nad Polską 9 maja w ostatnich latach, w wielu - jeśli wręcz nie wszystkich regionach, przyniosły w praktyce mnóstwo urzeczywistnienia, pogoda dawała szansę na przynajmniej częściowy sukces w całej Polsce, odsłaniając choćby okresowo niebo tam, gdzie początkowo panowały chmury i burze, lub na odwrót przynosząc zachmurzenie tam, gdzie początkowo zjawisko było widoczne, albo i jeszcze lepiej - nie przynosząc w ogóle znacznych wzrostów zachmurzenia przez cały przebieg tranzytu. Kto czytał o tym meczu, ten z pewnością może zauważyć, że mieliśmy teraz powtórkę z roku 2013. Czas trwania zjawiska swoje zrobił i o sukces było zdecydowanie łatwiej, niż przy zjawiskach chwilowych, gdzie nie mamy aż takiego marginesu błędu.
Podobnie jak podczas ubiegłorocznego
zaćmienia Słońca z głęboką fazą częściową (fotorelacja) tak i teraz nasza Dzienna Gwiazda zdołała wyprodukować grupy plam, które stanowiły dobry punkt odniesienia podczas wędrówki Merkurego przez tarczę. Obszar aktywny 2542 w centrum tarczy był największą grupą plam jaka się uformowała w tym roku (choć maksymalne rozmiary osiągał podczas poprzedniego obrotu Słońca jako obszar 2529, teraz były już mniejsze) i stanowił efektowny cel dodatkowy podczas obserwacji tranzytu. Piękna struktura, półcienie widoczne jak na dłoni, do tego sporo drobniejszych składników świetnie współgrały z czarną, wyraźną tarczą Merkurego.
Można wiec rzec, że pod tym względem była to w pewien sposób powtórka z historii z marca 2015 roku, ale ta powtórka zarysowała się w jeszcze jeden sposób. Ostatnią noc przed zjawiskiem roku 2016 poprzedziła najsilniejsza jak dotąd burza magnetyczna kategorii G3 w tym roku, która również w Polsce zaowocowała widocznością subtelnej zorzy polarnej (opracowanie niebawem na blogu). Częściowe zaćmienie Słońca z marca 2015 poprzedził z kolei olbrzymi wybuch aktywności zórz polarnych po niskie szerokości geograficzne w czasie
ciężkiej burzy kategorii G4. Miała ona miejsce wprawdzie nie na jedną, a trzy doby przed tamtym zaćmieniem, ale mimo to widać wyraźnie jak historia na swój sposób lubi się powtarzać.
Dzisiejszą fotorelacją kończy się
Astronomiczna Kampania Popularyzacyjna trwająca na blogu od lutego. W tym miejscu dziękuję wszystkim czytelnikom tu zaglądającym, a także instytucjom, placówkom astronomicznym i mediom, za wszelkie linkowanie, cytowanie, udostępnianie i polecanie treści, które starałem się w ostatnich miesiącach przygotowywać celem zachęcenia jak największej grupy odbiorców do obserwacji tego zjawiska - to bardzo miłe i motywujące do kontynuowania tej formy popularyzacji obserwacji astronomicznych. Mam nadzieję, że wszyscy, zarówno ci, którzy obserwowali przejście Merkurego w bardzo sprzyjających warunkach jak i ci, którzy od czasu do czasu zmagali się ze zmiennym zachmurzeniem, zapamiętają mimo wszystko mnóstwo pozytywnych emocji jakie przyniósł nam 9 maja. Mam też nadzieję, że w nie mniej pomyślnym wydaniu zamkniemy oczekiwanie na następy tranzyt Merkurego, do którego dojdzie w listopadzie 2019 roku, a który częściowo będzie widoczny z Polski. Jeśli chodzi o mnie po podsumowywanym dziś zjawisku nie mogę napisać ani jednego złego słowa - liczyłem w planie minimum, który mnie ucieszy na choćby częściowy sukces i podziwianie pierwszej części zjawiska, podczas gdy rzeczywistość okazała się znacznie bardziej optymistyczna. Z siedmiu i pół godzinnego zjawiska, łącznie około półtorej godziny uciekło z powodu zachmurzenia - przy takim wyniku nie może być mowy o narzekaniu. Obserwacje tranzytu Merkurego 9 maja 2016 Anno Domini przeprowadzone i zakończone radosnym sukcesem!
Bonus:
Tranzyt Merkurego w obiektywie Czytelników
|
© Copyright by Adrian Rudkiewicz. |
|
© Copyright by Majdo. |
|
© Copyright by Marcin Natorski. |
|
© Copyright by Marek Stan. |
|
© Copyright by Markoniusz. |
|
© Copyright by Markoniusz. |
|
© Copyright by Michał Oziemblewski. |
|
© Copyright by Michał Oziemblewski. |
|
© Copyright by Polnik Konkel. |
|
© Copyright by Weronika Załęska. |
|
© Copyright by Sylwester Dominik Bownik. |
|
© Copyright by Zofia Ranosz. |
|
© Copyright by Zofia Ranosz. |
|
© Copyright by Krystian Zalewski. |
|
© Copyright by Krystian Zalewski.
|
Dziękuję za nadesłane materiały! Jednocześnie przepraszam, że nie wszystkie załączam, ale niektórzy nadesłali ponad 200, zaś rekordziści blisko 500MB danych - więcej niż po jakichkolwiek burzach magnetycznych! Kto ma ochotę może oczywiście linkować do swoich zdjęć czy filmów również w komentarzach, a także dzielić się swoimi relacjami.
Bądź na bieżąco ze zjawiskami astronomicznymi i zapleczem amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku lub GooglePlus.
Tak. To był wyjątkowo dziwny dzień jeśli chodzi o pogodę. Do 10 było kompletnie zachmurzone. Potem zaczęło przechodzić w stratocumulusy i ok. 12:45 Słońce świeciło już w miarę stale. Głupi zapomniałem że teleskop robi lustrzane odbicie więc połowę wejścia nie zobaczyłem. Mi też się wydało że Merkury jest większy niż się spodziewałem. Dosłownie sekundy po drugim kontakcie nadciągnął cumulus jak w piosence Kur. Po 14 właściwie niemal bez przerw Słońce i chmury nawet uatrakcyjniały zjawisko. Po 19 już było za nisko by oglądać (drzewa itp) po czym po 20 znowu było chmurno. Majdo
OdpowiedzUsuńDla mnie było to wyjątkowe zjawisko. Również spodziewałem się mniejszej tarczy Merkurego. Dzisiaj odebrałem zdjęcia, które wkleję do dziennika obserwacyjnego. Na początku emocje sięgały zenitu. Najgorsze było to, że 2 minuty przed I kontaktem nadeszła chmurwa, na szczęście chwilkę później pojawiła się luka i widziałem już przez chmury dalszą część zjawiska. Trudno to opisać słowami. Na początku -około 14-15 zaczęło się chmurzyć, potem padać. Strasznie się denerwowałem. Potem znów się wypogodziło, i wreszcie od około 16 stej znowu się wyogodziło aż do końca trwania zjawiska. Tuż przed maksimum pojechałem do kolegi gdzie znów zerknąłem przez były teleskop- syntę 8". Tą,przez którą widziałem tranzyt Wenus. Po powrocie do domu, przeniosłem sprzęt do dawnego ogródka skad podziwiałem tranzyt Wenus. Wspomnienia były tak duże, że szok. Gównie wieczorem starałem skupić się na tym co widzę, opisać to w zeszycie, wykonać szkice. To był niesamowity dzień. O 20:10 Słońce z Merkurym na pokładzie schowało się za odległe drzewa... Kolejne cenne chwile upamiętnione w moim dzienniku...
OdpowiedzUsuńPS Super zdjecia, jest klimat :)
Było minęło, ale teraz można sobie przyjemnie powspominać udane obserwacje... A to dzięki temu, że pogoda zrobiła nam prezent. Ale też dzięki Kampanii Popularyzacyjnej.
OdpowiedzUsuńSerdeczne podziękowania należą się Astroblogerowi za jego energię i pracowitość!
Każdy astro-amator mógł się jakoś przygotować do tranzytu, a przede wszystkim nie przeoczył zjawiska ani o nim nie zapomniał.
Pogoda wcześniej nie rozpieszczała, byłem raczej pesymistą w tym względzie, ale ogólnie wyszło całkiem dobrze. Więcej moich zdjęć z tranzytu, a także filmy, można znaleźć na Google+ Markonius7.
To było coś niesamowitego:) Praktycznie przez cały czas niebo było pogodne (jedynie chwilowo słońce było za chmurami bliżej wieczoru ale tak to cała obserwacja dokonana bez trudności pogodowych). I i II kontakt bardzo emocjonujące ale dalsza część tranzytu też bo byłem zdumiony jak głęboko Merkury zanurza się na tle tarczy. Widziałem trasę na mapce, widziałem wizualizację ze Stellarium ale i tak wydawało mi się to bardzo głębokie wejście na słońce prawie do jego centrum. Ostatnich kontaktów już nie widziałem ale byłem tak uspokojony dzięki pogodzie po siedmiu godzinach nieprzerwanych obserwacji, że nie żałowałem tych kilkunastu minut z końca. Obserwacje prowadziłem przez Sky Mastera 15x70 na statywie. Było warto zarwać cały dzień dla takiego zjawiska :)
OdpowiedzUsuń